Internetowy detoks

We współczesnym świecie informacje zalewają nas ze wszystkich stron. Mnogość urządzeń elektronicznych,  natłok komunikatów w TV, prasie, Internecie, nawet na blogach… Idąc za radą mądrzejszych ode mnie ludzi, postanowiłam zrobić sobie jednodniowy odpoczynek od Internetu i prasy. Dlaczego wybrałam właśnie te środki masowego przekazu?

 Z TV nie mam problemu. Odkąd wyniosłam telewizor z sypialni do pokoju obok, zwyczajnie odechciało mi się go oglądać. Od tej pory oglądam dosłownie 2 programy telewizyjne i to nie w telewizorze, lecz na Internecie, gdyż sama mogę wybrać czas, który mi odpowiada, a programy trwają krócej (krótsze reklamy).
Prasa, która czytam opiera się na chwilę obecną tylko i wyłącznie na czasopismach specjalistycznych oraz związanych z moim hobby. Zatem postanowiłam po pierwsze odpocząć właśnie od czytania, bo chociaż są to rzeczy, które mnie interesują, poświęcam im bardzo dużo czasu. Dzięki nim ciągle mam głowę pełną inspiracji, czasem może zbyt pełną.. Postanowiłam zobaczyć jak będę się czuła, gdy przez jeden dzień nie przeczytam ani jednego artykułu!
   
No i gwóźdź programu: Internet! Nie jestem osobą uzależnioną od Internetu w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie wchodzę praktycznie na facebooka, GG. Czasem gdy przez klika dni nie mam dostępu do sieci bo np. są jakieś problemy u dostawcy Internetu, nawet czuję ulgę. Jednak na dłuższą metę nie umiałabym bez niego żyć. Codziennie wchodzę na kilka (hmm kilkanaście?) ulubionych stron i blogów, czytam dziesiątki artykułów, tematycznych postów. To sprawia mi ogromną przyjemność. W pewnym momencie zaczęłam jednak odczuwać, że tego wszystkiego jest zwyczajnie za dużo. Jeden post daje do myślenia. Dwudziesty już nie. Postanowiłam, że przez jeden dzień (żeby było trudniej jest to sobota- czyli dość dużo wolnego czasu) nie wejdę na żadną stronę www. Wyłączam całkowicie Internet! 
 
Pierwsza myśl po przebudzeniu: ulga… Nie muszę niczego włączać, nigdzie wchodzić, z niczym być na bieżąco. Boska cisza w umyśle. Kilka razy korciło mnie żeby poczytać jakieś artykuły, automatycznie klikałam w ikonę przeglądarki. Ale jako że Internet był wyłączony, szybko przypominałam sobie o moim wyzwaniu. 

Miałam tak dużo wolnego czasu, że udało mi się ukończyć sporo zaległych zadań. Ponieważ czułam, że wzbiera we mnie kreatywność, usiadłam do pisania pracy licencjackiej i poszło mi naprawdę nieźle. W końcu nic mnie nie rozpraszało. Napisałam 2 notki  na bloga. I wciąż miałam dużo, dużo czasu. W pewnym momencie aż mnie to zaskoczyło. Szczerze mówiąc, dawno nie miałam tak dobrego nastroju do pracy! Naprawdę ciężko to opisać, ale czułam że mój umysł jest lekki, beztroski, skupiony na konkretnych zadaniach.

 Z czystym sercem polecam każdemu z Was taki dzień bez Internetu. I niech nie będzie to oszukiwanie samego siebie, czyli np. ustalenie tego zadania w taki dzień, kiedy tak naprawdę nie ma Was w ogóle w domu. Spróbujcie zrobić sobie taki odpoczynek wtedy, gdy normalnie na pewno spędzilibyście sporo czasu w sieci. Wyciągnijcie z tego doświadczenia własne wnioski!

Komentarze

  1. Internet to w moim przypadku prawdziwy złodziej czasu. Choć ostatnio miewam coraz więcej dni, kiedy maksymalnie pół godzinki dziennie zajmuje mi spędzanie czasu przed laptopem (tylko sprawdzam pocztę i szybciutko czytam najważniejsze wiadomości w serwisie informacyjnym). A na urlopie totalnie odcinam się od wirtualnego świata:) I czuję się wtedy naprawdę wspaniale wolna:)

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałabym mieć tyle silnej woli, żeby sobie pozwolić na dzień bez internetu:>

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam dwa miesiące (sierpień, wrzesień) kiedy mój dostęp do Internetu był bardzo ograniczony. Można się obyć bez Internetu. Z czasem przestało mi na nim zależeć, ale ostatnimi czasy znów zwiększył się czas siedzenia przy nim. Na moim blogu jest wpis o odizolowaniu się od społeczeństwa i w dużym stopniu nadal się sprawdza.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy mam internet wchodze codziennie. Gdy nie mam (limit transferu, ktory czasem konczy sie 2 tyg przed nowym) zyje. Jednak ogladam wtedy duuzo seriali na dvd. Podsumowujac - ciagle przed kompem ;/ TV praktycznie nie ogladam. Na jaki temat piszesz prace? :)
    I mam pytanie jak udalo Ci sie stworzyc tak przecudny blog? Pomijam juz tresc, ktora jak wiadomo jest genialna ale chodzi mi o kategorie, menu, date po lewej stronie? ;P

    Komputer to ogromny zlodziej czasu. Mysle, ze wiekszy niz tv bo kto ma mozliwosc i chec posiadania tv na zyczenie skoro i tak wszystko jest w necie? wieksze mozliwosci- zabicia czasu. tego ktorego nie potrzebujemy i tego, ktorego potrzebujemy. I zeby nie bylo- nie sadze, ze internet/komputer/tv jest zle. Jednak trzeba umiec sie kontrolowac korzystajac z nich.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Ja też Was zachęcam do odcięcia się od internetu, nawet na tydzień. Naprawdę ciekawe doświadczenie. Najlepiej w ogóle nie włączać komputera. Moooożna tyle zrobić i NADrobić, że nie warto się zastanawiać.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. JA z przykrością stwierdzam, że jestem uzależniony od internetu, a umiejętność przesiadywania godzinami przy komputerze nie robiąc zupełnie nic opanowałem do perfekcji... ;(

    Telewizora nie oglądam, mimo że leży obok. Po prostu rzadko jest tam coś ciekawego. Chociaż pewnie jakby miał tvn24 w pakiecie to byłby włączony na okrągło. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uhuhu, misja niemożliwa. To Internet musi sobie zrobić odpoczynek ode mnie, a nie ja od niego :D

    Popieram Bartka - dostęp do kanału informacyjnego w TV byłby wystarczający. A tak nie ma po co go włączać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Daniel: Coś w tym jest, że kiedy jesteśmy niejako na siłę odcięci od Internetu, to po pewnym czasie już nam na nim aż tak nie zależy. Widzimy, że da się bez niego żyć. Dlatego lubię taki przymusowy internetowy detoks, bo samemu trudniej się zmobilizować :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Magda: tydzień to już w ogóle byłoby coś ... muszę sobie to poważnie przemyśleć i zaplanować takie 7 dni bez Internetu :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Bartek: no własnie najgorsze jest to "nic nie robienie" przed komputerem, sama mam to samo. Gdybym przez cały czas, który spędzam przed komputerem robiła coś pożytecznego, to jeszcze byłoby to jakieś wytłumaczenie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piotr: a ja myślę, że dałbyś radę na jeden dzień jednak zrobić sobie od niego odpoczynek :D W każdym bądź razie kibicuję Ci!

    Myślę też, że to bardzo dobrze, że w TV nic nie ma, inaczej mielibyśmy kolejnego pożeracza czasu ;)
    Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie :)!

    OdpowiedzUsuń
  12. Przy prowadzeniu bloga tydzień to trochę zbyt wiele. ;)
    Ale warto robić przerwy. Choćby na pobycie z samym ze sobą. Z bliskimi.
    Ze zwierzakami, które mamy w domu!
    Polecam koty. Mam dwa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Lew: Czy ja wiem... myślę, że w ramach eksperymentu czytelnicy zaakceptowli by tydzień przerwy :D Koty- również polecam :D Obecnie mam tylko jednego, ale kiedyś miałam 4 i było cudnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciekawe ciekawe. Ja jestem stanowczo uzależniona od internetu. Nie wiem czy by mi się udało, ale spróbuję w przyszłą sobotę. To będzie trudne oj bardzo :P Blog, gg, fb i te sprawy... :P

    OdpowiedzUsuń
  15. HappyHolic - tak jak mówi Lew Nemejski, przy prowadzeniu bloga tydzień to za dużo. Dla mnie nawet dzień to za dużo, bo uparłem się i tworzę jedną recenzję dziennie.

    Owszem, można zaplanować automatyczne publikowanie wpisów, ale np. na komentarze automat już nie odpowie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak, jednak blog to interaktywne rzemiosło jest. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Absolutnie się zgadzam, że brak internetu powoduje większą kreatywność i nie odciąga od zadań, które zalegają na liście "do zrobienia". Swoją drogą, czy znasz stronę "Day Zero Project"? Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Justine-abroad - nie jest to oczywistość. Zależy, w czym chcemy się aktywizować/kreować/eksplorować. Dla mnie, jako twórcy prozy, blog jest oknem na świat. ;)
    Co więcej, liczba Czytelników i ich komentowanie wymaga stałej kontroli i odpowiedzi. Choćby ze względu na maniery. ;)
    Oczywiście komputer jest hipnotyczno-narkotycznym złodziejaszkiem, którego trzeba trzymać w ryzach. Niełatwe.

    OdpowiedzUsuń
  19. W tygodniu z internetu korzystam jedynie 25-30 minut. W weekendy około 1,5-2h. TV raz na tydzień, wiec nie jestem uzalezniona. Chociaż taki detoks to dobra rzecz. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Piotr: na jednym z moich ulubionych blogów amerykańskich, dotyczących rozwoju osobistego, który ma 230 000 czytelników notki pojawiaja się bardzo regularnie, a jednak znalazłam w archiwum (długo nie szukajac) 10 dniową przerwę, także nadal trzymam się tego, że to nie jest za dużo :)
    Rozumiem, że nie wyjeżdzasz nigdzie na przyszłe wakacje ?:)

    Lew: oczywiście, że interkatywne, i to jest własnie w całym blogowaniu najfajniejsze! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Justine- abroad: Hej :) Nie znałam tej strony, dzięki! Sama myślałam ostatnio o stworzeniu własnego "bucket list", ale ten projekt jest jeszcze fajniejszy, bo zawęża czas do 1001 dni: czyli dodatkowa motywacja... no no, na pewno spróbuje :)!

    OdpowiedzUsuń
  22. Cieszę się, że zaraziłam kogoś jeszcze "101 w 1001" :)
    Autor - nie napisałam, że to oczywistość. Bez ciągłego przeszukiwania internetu nie napisałabym mojej pracy magisterskiej z tyloma ciekawostkami i detalami jakie udało mi się wyhaczyć :) I zgadzam się, że blog wymaga regularnych wizyt, ale kreatywność nie ogranicza się tylko do pisania bloga ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. O, taką metodę praktykowałam już kilka razy i byłam naprawdę zadowolona z efektów. W jeden z weekendów włączyłam komputer łącznie na dwie godzinki, a poza tym posprzątałam cały dom, odrobiłam zaległe zadania, posegregowałam gazety, poczytałam książkę. Bez pośpiechu i natłoku myśli spowodowanych nadmiarem informacji. TV praktycznie nie oglądam, więc nie mam z tym problemu. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Zgadzam się, Justine (to ja, Autor, zapomniałem wtedy założyć "wyjściowy" garni... tfu, awatar).
    Ba, ja się Wam przyznam, dziewczyny, że ja mam z tym problem. No.
    Ale noworoczne postanowienia...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Piszę "dziewczyny", ale jest i Piotr przecież. Przepraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Myślę, że podobieństwo garnituru Autorskiego do Nemejskiego oraz jak już wcześniej pisałam "specyficznys styl" od razu dawał pewność co do tożsamości Autora! :) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty