Projekt szczęście w domu - czyli celebracja zamiast przesadnego minimalizmu...
Moda na minimalizm zatacza coraz szersze kręgi. Wciąż słyszymy o tym, jak nadmiar rzeczy nas przytłacza. W zupełności się z tym zgadzam - nadmiar zbędnych przedmiotów powoduje bałagan nie tylko w szufladach, czy półkach, ale także w głowach - wpływa negatywnie na nasze samopoczucie, nastrój.
Jednak zauważyłam tendencję do minimalizmu, pozbywania się rzeczy... dla samego ich wyrzucania. Czyli zakładanie sobie kolejnych celów np.:
- pozbycie się 5 sukienek, 4 par butów i wszystkich książek
- zminimalizowanie swojego stanu posiadania do 200 rzeczy itp.
Czy ma to większy sens? Wydaje mi się, że nie... Albo inaczej - dla mnie nie. Jeżeli darzę daną książkę sentymentem, dlaczego mam się jej pozbywać tylko dlatego, że coś sobie postanowiłam czy założyłam? Wydaje mi się, że pozbywanie się rzeczy z góry założonym limitem mija się z celem.
http://www.veetje.be |
Stąd niezwykle ucieszyłam się po przeczytaniu (a raczej pochłonięciu!) pierwszego rozdziału nowej książki Gretchen Rubin - "Happier at home". Pomysłodawczyni Projektu Szczęście przyznaje, że mimo wszechobecnej mody na minimalizm, jej zdaniem przedmioty, które posiadamy również wpływają na nasze poczucie szczęścia i niekoniecznie powinniśmy się ich za wszelką cenę pozbywać.
Idąc tym tropem, postanowiłam popracować nad swoim materialnym otoczeniem. Zamiast za wszelka cenę wyrzucać rzeczy i powstrzymywać się bezwzględnie przed ich kupowaniem, postawiłam na coś innego - na celebrację i radosne korzystanie z wszystkich przedmiotów, które tak naprawdę wpływają na moje dobre samopoczucie.
Postawiłam sobie cel, na którego samą myśl czuję ogromny entuzjazm i chęć do działania:
Czerpać więcej szczęścia z posiadanych rzeczy!
Świetnym zdaniem w tym miejscu może być cytat Alberta Einsteina:
"Wszystko należy upraszczać jak tylko można, ale nie bardziej"
Cały sekret tkwi w tym, aby nie sprowadzać tworzenia bardziej przyjaznego otoczenia do samego eliminowania, pozbywania się przedmiotów, ale raczej do zaangażowania. Wyrzucenia zbędnych rzeczy nie dla samego ich wyrzucania, ale dla stworzenia przestrzeni dla przedmiotów, które naprawdę się dla nas liczą.
Wiążą się z tym dwa współgrające ze sobą i wzajemnie się uzupełniające zadania:
- pozbywanie się wszystkich przedmiotów, które nie mają dla nas znaczenia
- zidentyfikowanie, zaaranżowanie i wyróżnienie rzeczy, które naprawdę się dla nas liczą.
Początkowo myślałam, że najlepiej potraktować te zadania osobno : najpierw zrobić kolejne wielkie porządki, a potem odpowiednio zaaranżować i wykorzystywać wybrane przedmioty. Jednak szybko zorientowałam się, że w moim przypadku dużo lepiej sprawdza się strategia łączenia tych dwóch czynności, czyli jednoczesne:
- wyodrębnianie grup przedmiotów pozytywnie wpływających na moje życie,
- eliminowanie w ich zakresie rzeczy, nie spełniających swych funkcji, przedmiotów, które mnie nie zachwycają, których posiadanie wywołuje we mnie raczej uczucie przytłoczenia niż satysfakcję
- tworzenie z pozostawionych, wyróżnionych przedmiotów Stref Celebracji
- faktycznie korzystanie z przedmiotów na co dzień (nie pozostawianie ich "na specjalną okazję").
Jak taki proces wygląda w praktyce?
Staram się wyróżnić rzeczy, które wiążą się z lubianymi przeze mnie czynnościami. I tak na przykład postanowiłam stworzyć:
Strefę Książek o Szczęściu - są to książki, związane z moją największą pasją i wprost rozkoszuje się ich czytaniem, przeglądaniem... Postanowiłam wyodrębnić je spośród pozostałych książek, by nadać im szczególne znaczenie. Wyeliminowałam pozycje, które tylko z założenia miały pomóc mi w mojej pracy nad szczęściem, a tak naprawdę nie wnoszą niczego specjalnego do tematu. Poukładałam je na półce kolorami i już od samego patrzenia na nie czuję się dużo bardziej radosna. I co najważniejsze nie zostawiam ich "na później", jak miałam kiedyś w zwyczaju.
Strefę Makijażu - od sierpnia - miesiąca kobiecości nauczyłam się czerpać niesamowitą frajdę z korzystania z różnego rodzaju kosmetyków, wymyślania i tworzenia makijażu. Już sam poranny rytuał (co prawda bardzo ograniczony czasowo, ale zawsze coś!) otwierania mojej palety, pełnych kolorowych cieni, malowania się poprawia nastrój. Jednak przyznam szczerze, że w moim pudełku z kosmetykami panował niesamowity bałagan - np. nigdy nie miałam pod ręką odpowiedniego pędzelka, musiałam codziennie przegrzebywać się w jego poszukiwaniu. Ponadto namnożyło mi się kosmetyków, które były przeterminowane lub po prostu nie lubiłam ich używać. Postanowiłam się z tym wszystkim rozprawić i stworzyć miejsce, dzięki któremu będę czerpać jeszcze więcej radości z tych kobiecych czynności. Powyrzucałam wszystko, co tylko zakłócało porządek wśród kosmetyków i tym samym zrobiłam miejsce dla tych specyfików, których faktycznie chcę używać - z których korzystanie przynosi mi radość. Dodatkowo postanowiłam poukładać wszystkie akcesoria w ten sposób, żeby nie gubiły się wzajemnie w swoim własnym otoczeniu. Dzięki takiemu wyróżnieniu nie tylko lepiej i bardziej świadomie korzystam z posiadanych kosmetyków, ale też zwyczajnie ułatwia mi to poranne przygotowania.
http://media-cache-lt0.pinterest.com/ |
Idąc tym tropem spisałam wszystkie Strefy Celebracji, jakie mogę i chcę stworzyć w swoim domu. W najbliższym czasie mam zamiar popracować np. nad szafą z ubraniami, Strefą Biżuterii, Strefą Herbaty czy też Strefą Zapachów... Dla niektórych takie wymyślanie nazw może wydawać się niezwykle dziecinne i infantylne, ale zauważyłam, że już samo nazwanie w ten sposób grupy przedmiotów nadaje im pewnego rodzaju specjalnego znaczenia i pozwala na bardziej świadome ich wykorzystywanie.
Z entuzjazmem myślę o nadchodzących dniach, w których małymi kroczkami będę wprowadzać tą koncepcję w życie. Wczoraj stworzyłam Strefę Muzyki. Co prawda nie posiadam dużo płyt, ale już samo wybranie spośród nich ulubionych albumów i umieszczenie ich na osobnej półce w pobliżu wieży sprawiło, że mam większą ochotę na ich słuchanie, niż w momencie gdy leżały porozrzucane po różnych szufladach.
To naprawdę działa!
Bardzo się z Tobą zgadzam :) Mimo, że sama wyznaczam cele, aby np. w tym tygodniu pozbyć się kolejnych tylu lub tylu rzeczy, ale jestem na etapie selekcji właśnie spośród nadmiaru i ta metoda pozwala mi tworzyć miejsce jakby stref. Których swoją drogą nie nazywam, ale naturalnie utworzyły się u mnie np. tematyczne szafki, półki, czy pudła ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja już dawno wpadłam na taki pomysł! Tzn mam swoją strefę biżuterii i pamiątek z podróży szczelnie zamkniętych w pudełkach, ale muszę wymyślić coś fajniejszego na przechowywanie tych sentymentalnych szczególików! A to jest nowa książka Gretchen? Chyba zażyczę sobie ją pod choinkę koniecznie!
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł z tym strefami :) Ja ostatnio wpadłam na pomysł zrobienia pudełka z pamiątkami, bo wszystkie walają się po różnych zakamarkach.
OdpowiedzUsuńTeż tworzę takie strefy u siebie i rozumiem doskonale Twój entuzjazm :) to wciąga! i to bardzo :))))
OdpowiedzUsuńchętnie wezmę się za takie pogrupowanie i uporządkowanie, chce czerpać maksimum z tego co mam, wtedy to docenię ;) nie wiem, czy wyrobię do świąt, ale byłoby miło ;)
OdpowiedzUsuńzgadzam się, u mnie najbardziej zaniedbaną w tej dziedzinie jest strefa ubrań i szafy :P eh nigdy nie mogę pozbyć się rzeczy nie przydatnych czy takich które już długo nie noszę, staram się, ale ciągle coś pozostaje i przekładam z kąta na kąt....
OdpowiedzUsuńtoaletka na kosmetyki kolorowe też mi się marzy, ale do tego musiałabym nieźle przemeblować sypialnię;?
Zgadzam się zupełnie. Każdy powinien próbować nagiąć takie zasady (choćby minimalizmu) do własnej, przecież indywidualnej rzeczywistości i wykorzystać je w taki sposób, by przyniosły jak najwięcej satysfakcji i szczęścia- bo przecież o to w tym wszystkim chodzi. By samo dążenie było szczęściem, a nie drogą przez męki i wyrzeczenia... A pomysł na strefy świetny.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się idea stref. Sama też je stosuje w życiu, pewnie trochę nieświadomie, ale widzę ile dają radości. Szczególnie te kobiece-toaletka, kuferek z biżuterią itd.
OdpowiedzUsuńWykorzystywanie lub odkrywanie tego co się ma, a o czym się zapomniało też może cieszyć(człowiek sam nie wie jakie skarby posiada w domu, piwnicy, garażu, na strychu ;))
A co do minimalizmu i innych zasad, to według mnie sprawdza się tylko jedna zasada-złoty środek. Tak jest przynajmniej u mnie w życiu ;)
Swietny pomysl!!!
OdpowiedzUsuńJutro zakladam sukienke! :) mimo, ze ostatnio moj stroj domowy to byly wygodne legginsy- 9 m-c ciazy :) ale przeciez mam tez wygodne sukienki! :)
Pozdraaaawiam :)
Pozbyć się wszystkich książek :O
OdpowiedzUsuńJa lubię wyrzucać, ale z drugiej strony chomikuję mnóstwo śmieci, które wykorzystuję do robienia różności z synkiem ;) Za to nie lubię mieć dupereli na każdym kroku, które się kurzą i utrudniają sprzątanie. Ale i tak mam bardzo dużo rzeczy i chyba "celebrowanie" to dobre słowo na mój stosunek do nich :) Jakoś naturalnie się podzieliły na bezsensowne (do wywalenia) i dające radość.
jej, nienawidze masy niepotrzebnych rzeczy i ciągle coś wywalam niepotrzebnego ;)
OdpowiedzUsuńcudowny, inspirujący wpis. Mam za dużo rzeczy to fakt, ale pracuję nad tym. z Głową :)
OdpowiedzUsuńchcę pozbyć się przedmiotów które wysysają energię, ale żadnych innych.
Czytałam książkę d. Loreau (chyba to Ty pisałaś o niej na blogu) nie spodobało mi się wiele rzeczy. Ja np. wolę mieć więcej par butów, bo je lubię, jakby miała mieć "jedne uniwersalne pantofle dobrej jakości" to mojemu życiu czegoś by brakowało :D
albo skanowanie rysunków i zdjęć a pozbywanie się ich namacalnych wersji - dla mnie skan dziecięcego rysunku nigdy nie będzie autentyczny, nie ma co popadać w skrajność.
Cudowny pomysł z tymi strefami!
W pełni się z Toba zgadzam. Po co wyrzucać coś co dobrze nam się kojarzy? Przypomina o ważnych wspomnieniach? Przedmioty, którymi się otaczamy są integralną częścią naszego życia, wiele o nas mówią i przede wszystkim potrafią sprawić radość jak np. kosmetyki. Pozbywajmy się śmieci, a nie przedmiotów. Btw kompletnie nie rozumiem jak można wyrzucać książki... :/
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się cytat, jak zawsze do wszystkiego trzeba podejść z rozsądkiem ;)
OdpowiedzUsuńRzeczy, do których nie czujemy sentymentu - spokojnie możemy się pozbyć :)
OdpowiedzUsuńtak, czas zrobić porządki ..
OdpowiedzUsuńSuper post :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam mieć wszystko uporzadkowane;)
OdpowiedzUsuńz przyjemnością mi się czytało:) popieram Twoje zdanie:) minimalizm lecz bez przesady, ja jestem jeszcze tego zdania, że wszystko można posegregować i ułożyć, a kiedy będzie nam potrzebne wyjąć:)
OdpowiedzUsuńno i git :) ja od roku staram się pozbyć niepotrzebnych rzeczy, ale nie stosuję tego do przedmiotów, do których mam sentyment. i nie, nie wystarczy mi zdjęcie tej rzeczy...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten pomysł. To dosyć racjonalne podejście do tematu gromadzenia i wyrzucania rzeczy. A tworzenie takich specjalnych stref musi być bardzo przyjemnym zajęciem;)
OdpowiedzUsuńBardzo inspirujący post zachęcający do zmian.
OdpowiedzUsuńJa niedawno zrobiłam porządek w garderobie - wyrzuciłam to czego nie lubię i w czym nie chodzą jednak nie pozbyłam się drastycznie wszystkiego. Bo są rzeczy w których owszem nie chodzę, ale mam do nich ogromny sentyment (na szczycie listy jest suknia ślubna:-).
Ułożenie kolorystyczne pomaga mi w codziennym wybraniu stroju i daje mnóstwo satysfakcji. Kolej na biżuterię i kosmetyki:)
absolutnie się z Tobą zgadzam. minimalizm jest teraz bardzo modny, powstaje na ten temat masa blogów i publikacji... pewnie moda minie :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój punkt widzenia... mam wokół siebie mnóstwo różnych przedmiotów i zamiast patrzeć na ten bałagan z niechęcią może warto byłoby je docenić i odkryć na nowo :)
OdpowiedzUsuńPomysł ze strefami bardzo kuszący, chyba zastosuję u siebie!
witam, czy moglabys zrobic notke na temat tworzenia bloga. masz bardzo fajna grafike, czy moglabys powiedziec w jakim programie ja tworzysz? wesolych swiat!
OdpowiedzUsuńKurcze, a ja zawsze właśnie staram się jak największej ilości rzeczy pozbyć. Lżej mi wtedy...
OdpowiedzUsuńU mnie taka akcja zaczęła się wraz z porządkami na Święta :D już ponad 3 siaty ciuchów do oddania! i od razu luźniej w szafie, bez rzeczy, których nie miałam zamiaru już na siebie włożyć ;)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńa widzisz - pozwolę sobie nie zgodzić się z tobą :)
Minimalizm może prowadzić do tworzenia tych stref, a nawet ma, bo po to człowiek posiada mniej przedmiotów, żeby pamiętać, że je ma (właśnie ten i tamten, a nie stertę przedmiotów).
Celebracja jest, moim zdaniem, właśnie unikaniem nadmiaru i pośpiechu. I, mimo kilku niedociągnięć Loreau, to właśnie czytając jej spokojne i nieśpieszne książki sobie to uświadomiłam.
Chyba w moim przypadku też by się to sprawdziło, tak sądzę. Muszę spróbować:)
OdpowiedzUsuńPraktykuję! I polecam ten link w mojej najnowszej notce na blogu - mam nadzieję, że przy okazji mojego projektu 30 days to change więcej osób zainspiruje się Twoim punktem widzenia :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj odkryłam Twoją stronę dzięki akcji walentynkowej i jestem z tego powodu szczęśliwa. Twoje spojrzenie na świat jest mi bardzo bliskie.
OdpowiedzUsuńMogłabyś wkleić link lub podać autora,który mówi że minimaliści wyrzucają dla samego wyrzucania? Interesuje mnie ten temat i szukam takich bzdurnych informacji,których nigdy nie zasłyszałam z "ust" samych minimalistów, a jedynie od osób którzy mają blade pojęcie w temacie, a zabierają głos. Będę wdzięczna za pomoc:-)
OdpowiedzUsuń