Przebłysk #1 Rodzina a szczęście

W drodze ostatnich doświadczeń wpadłam na pomysł zupełnie nowego cyklu wpisów o enigmatycznej etykiecie 'przebłysk'. Bo ostatnio coraz więcej w mojej głowie takich właśnie momentów, w których dochodzę do oczywistych, ale megaistotnych wniosków.

To będą wpisy inspirowane najczęściej moimi spotkaniami, rozmowami z innymi ludźmi. Obserwacją tego jak się zachowują, co sprawia im radość, poczucie spełnienia. Bo już od dawna idę przez życie z dewizą, że drugi człowiek jest największą inspiracją.

Książki, artykuły, czasopisma dają nam masę różnych wskazówek. Ale człowiek to coś zupełnie, zupełnie innego. Widzę błysk w czyimś oku i już nie muszę szukać dowodów na to, że to o czym opowiada jest dla tego kogoś naprawdę ekscytujące. Widzę momenty, w których jest szczęśliwy i tego nie zastąpi nawet 1000 najmądrzejszych słów przeczytanych w książce.

Często też sama wpadam na jakąś myśl, która sprowadza mój umysł na zupełnie inne tory. Uwielbiam te momenty. Takie 'odkrycia' również będą się tutaj pojawiać.

No dobrze. Nie będę już tak zupełnie dyskredytować tych książek. Jeżeli przeczytam coś, co sprawi że spadnę z fotela również o tym napiszę. Bo inspiracje są wszędzie. Cała sztuka to nie zamykać się na nie, umieć je dostrzec i co najważniejsze - wziąć z nich coś realnego dla siebie. Bo inspiracja odnaleziona ale w żaden sposób niewykorzystana, nie znaczy praktycznie nic.

Dzisiaj chciałam napisać wam o tym, jak jedna osoba i jej zachowanie oraz słowa kompletnie zmieniły moje spojrzenie na kontakty z rodziną. No i widzicie. To jest fantastyczny przykład przebłysku.


Czytałam setki razy o tym, że osoby, które utrzymują szczególnie bliskie kontakty z rodziną są szczęśliwsze. Zresztą nie trzeba być geniuszem, by odkryć taką zależność. Wiedziałam to, ale...może nie wierzyłam, że ma to aż takie znaczenie.

Bo z rodzicami zawsze miałam bardzo dobre stosunki. Mam naprawdę cudowną, kochającą rodzinę. Ale zawsze żyłam jakby obok. Cześć, cześć. Jak w pracy, szkole? Dobrze, nic ciekawego. I znikałam w swoim pokoju. Bo miałam przy sobie osobę, która potrafiła zastąpić mi wszystkich. Najlepszego przyjaciela. 

Dopiero teraz (po raz kolejny w przeciągu zaledwie kilku tygodni) widzę, jak beznadziejnie głupim pomysłem jest zamykanie się na jedną osobę. Pisałam już o tym w poście o znaczeniu innych ludzi w naszym życiu. Z rodzicami sytuacja okazała się dokładnie taka sama. Wydawało mi się, że takie poprawne, ciepłe ale zdystansowane stosunki wystarczą. Bo jestem dorosła, rodzice są dla mnie wsparciem, ale nie przyjaciółmi bla bla bla.

Aż poznałam osobę, której zachowanie bezlitośnie obnażyło to, jak mało daje od siebie swoim rodzicom. I w przypadku tej osoby nie mówimy bynajmniej o toksycznie zażyłych relacjach. Nawet nie mieszkają już razem, a jednak emocjonalnie są bliżej niż w ogóle mogłam sobie to wyobrazić. 

Zwykły telefon, zapytanie jak czuje się bliska nam osoba. Pomoc w ogrodzie, w domu. Wspólne spacery, obiady. Czas. Po prostu czas dla bliskich. Czyli coś czego ja nigdy nie miałam. Bo przecież tyle zajęć, rzeczy do zrobienia. Rozmowa z rodzicami dłuższa niż 15 minut? Abstrakcja. 

A oprócz czasu po prostu ta wyczuwalna w głosie czułość i szacunek podczas opowieści o którymś z członków swojej rodziny. Totalnie mnie to zauroczyło. I zawstydziło.

I wreszcie gdy usłyszałam od Niego, że mój tata wydaje się przesympatycznym facetem. No kurczę! Oczywiście, że taki właśnie jest. Tylko czemu ktoś z zewnątrz musi mi o tym przypominać? Przecież sama doskonale o tym wiem.

Kto potrafi zerwać się na nogi o 5 rano, by podwieźć mnie na pociąg? Kto zawsze, ale to zawsze wita mnie uśmiechem i tryska dobrym humorem?  Kto podczas śmiechu mruży oczy dokładnie tak samo jak ja? Kto bez najmniejszego śladu złości potrafi wstać w środku nocy by otworzyć mi drzwi, gdy zapomnę kluczy? Kto potrafi jeździć na rowerze po najbliższej okolicy i robić dla mnie zdjęcia do projektu na studia?


Tak samo z mamą. Nikt nie ma takiej intuicji co do moich spraw jak ona. Już w pierwszej klasie podstawówki, gdy pokazałam jej grupową fotografię bez mrugnięcia okiem potrafiła odgadnąć, w którym koledze byłam bezgranicznie zakochana. I tak zostało do teraz. Kto po powrocie z jakiegokolwiek wyjazdu zawsze wita mnie moją ukochaną zupą (nikt, ale to nikt nie umie przyrządzać takiego barszczu jak moja mama!)? Na kogo pomoc wszyscy bliscy zawsze mogą liczyć?

 Zadziałało.

Zakończenie tego wpisu nie będzie hurraoptymistyczne. Nie stałam się z dnia na dzień cudowną córeczką. Bo mam swój charakterek i głupia duma po prostu nie pozwoliłaby mi stać się tak po prostu przymilnym skarbem rodziców. Muszę trochę dogadywać i odrobinę się podroczyć. Ale postanowiłam dawać z siebie to co najważniejsze. Czas. Na rozmowę, na wspólne 'popołudnie piękności' z mamą, na spokojne zjedzenie obiadu w rodzinnej atmosferze. 

Żaróweczka w głowie już się zapaliła. Teraz pozostaje tylko działanie. Lepiej zmądrzeć późno niż wcale.

Ostatnie zdanie - wcale nie twierdzę, że każdy powinien rzucić się na ratowanie relacji ze swoją rodziną. Bo ludzie są różni. Nie wszyscy rodzice są cudowni i wspaniali. Czasem naprawdę dużo większe wsparcie możemy znaleźć w przyjaciołach niż w rodzinie. Ale myślę, że to jest mniejszość. Większość z nas ma naprawdę fantastycznych rodziców, tylko są gdzieś w tle naszego życia. Bo koledzy, przyjaciele, miłości naszego życia wydają się zazwyczaj ciekawszym towarzystwem. A jedno przecież nie wyklucza drugiego. Miejsca w sercu i czasu starczy dla wszystkich. Trzeba tylko chcieć.

Komentarze

  1. masz z tatą taki sam uśmiech :) ja mam bardzo dobry kontakt z rodzicami, wielu moich znajomych to bardzo dziwi ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, że jesteśmy spokrewnieni - uśmiech zawsze nas zdradzi :)

      Usuń
  2. Oj aż łzy mi stanęły w oczach jak czytałam ten wpis! A pomysł z przebłyskami bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszyłam się. I zawstydziłam, bo podobnie jak Ty (wcześniej) niby mam dobry kontakt z Rodzicami, ale na przestrzeni lat i różnych zdarzeń zabrakło tego czegoś. A przecież nadal z nimi mieszkam!
    Twój Tata rzeczywiście wygląda na sympatycznego człowieka, a Ty jesteś bardzo do niego podobna. Nie wyprzecie się siebie nawzajem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam dobre stosunki z rodzicami, ale jak tak teraz myślę, to też dosyć powierzchowne. Mam też ten komfort, że rodzice lubią się z moim facetem, więc zawsze mogę zrobić weekend dwa w jednym, jeśli już nie chcę go "opuszczać". ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje relacje z rodzicami polepszyły się z 10 razy, kiedy wyprowadziłam się z domu. A po roku mieszkania kilkadziesiąt kilometrów od nich i jeszcze rzadszego wracania do domu na weekendy (to znaczy raz na miesiąc, zamiast co dwa tygodnie) jest jeszcze lepiej. Może dlatego, że po prostu nie mamy kiedy działać sobie na nerwy i dopiero teraz doceniamy wspólnie spędzany czas, możliwość rozmowy, wyjścia gdzieś razem czy po prostu zjedzenia wspólnie kolacji. Także teraz po tym roku rodzice tak naprawdę zaczęli okazywać to, że tęsknią za mną, że się martwią o mnie, że chcą żebym wracała do domu. Wcześniej nie pytali kiedy znowu przyjadę, dlaczego dopiero wtedy, a nie wcześniej itp. Z jednej strony wydaje się to być przykre, że trzeba było się wyprowadzić żeby nasze stosunki się poprawiły, a z drugiej strony cieszę się, że to się stało i nie chciałabym żeby było inaczej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam takie wrażenie, że po wyprowadzce z domu te relacje zmieniają się na dużo lepsze. Dużo prościej to wszystko docenić, zatęsknić.

      Usuń
  6. Rodzice, chyba najbardziej niedoceniany dar, również w moim życiu...

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój tata jest teraz akurat w szpitalu, więc jestem u niego codziennie. Doceniam każdy dzień z nimi. Równie ważni są również nasi dziadkowie, którzy tych naszych rodziców nam dali ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wzruszyłam się i nie jestem w stanie napisać nic sensownego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy mieszkałam z rodzicami nie potrafiliśmy się dogadać, odgrażałam się że jak tylko skończę szkołę wyprowadzę się. Życie tak się potoczyło, że faktycznie się wyprowadziłam, zamieszkałam ze swoim jeszcze-nie-Mężem, a kontakty z rodzicami zmieniły się zdecydowanie, na lepsze :) zaczęłam patrzeć na życie z innej perspektywy, z perspektywy odpowiedzialnego dorosłego i zrozumiałam wtedy, że moi rodzice od zawsze chcieli dla mnie tylko dobrze, a to co kiedyś wydawało mi się gderaniem było mądrymi radami rodzica. A potem Tata zachorował i o mały włos mogłabym go stracić.. wtedy zrozumiałam jeszcze więcej. Tata ma się dziś dobrze, ale ważny jest dla mnie każdy dzień z Nim. Bo jest. Pielęgnuj tą piękną relację, warto :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze coś takiego czasami przeczytać, dla przypomnienia - dziękuję. Dobrze sobie przypomnieć o takich zwykłych, z pozoru małych rzeczach zarówno z perspektywy córki jak i z perspektywy bycia rodzicem. Czasem łapię się na tym, że nie mam cierpliwości jak moje malutkie dziecko w nocy chce się bawić a tu takie słowa, że Twój Tata bez problemu w środku nocy wstaje otworzyć drzwi haha. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Wzruszyłam się. Piękne zdjęcia. Niestety, nie wszyscy rodzice dają się kochać. Nie mam tu na myśli swoich, a Teściową. Cokolwiek byśmy nie robili i tak będzie dla niej niewystarczające. Potrafi bardzo zranić i to kompletnie bezinteresownie, mam wrażenie że dla samego dokuczenia. Uderzyć w czuły punkt tak że mam łzy w oczach do końca dnia; i następnego. Mimo to umawiam jej wizytę u lekarza, idę na urodziny, kupuję to czego potrzebuje, próbuję czasem porozmawiać. Niektórzy się dziwią, mówią, że nie utrzymywaliby z nią kontaktów na moim miejscu. Ale przecież to mama mojego Męża, gdyby nie ona to nie byłoby Go na świecie. Mam nadzieję, że kiedyś to doceni. A nawet jeśli nie to będę wiedziała, że ja byłam w porządku; że próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam takie podejście, że ważne jest to co my sami robimy. Nie jesteśmy w stanie zmienić innych ludzi. Możemy tylko siebie. Może kiedyś te próby zostaną docenione :)

      Usuń
  12. Jesteście tacy podobni! Jak dwie krople wody :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rodzina to największy SKARB! Wiem, że wiele osób może się z tym nie zgodzić. Ja dziękuję bogu za to, że ich mam. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć.

    Bardzo fajny pomysł z przebłyskami, gratuluję. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Popieram! :-) Warto zwracać uwagę na takie rzeczy. Kontakt z drugim człowiekiem, zwłaszcza tak bliskim to solidna podstwa szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeju ale jesteś podobna do taty - ten sam uśmiech, oczy, nos :)
    Na co dzień nie jestem jakoś specjalnie blisko z rodzicami, niby mieszkamy razem ale nie zwierzam się im i jakoś tak po prostu żyjemy obok siebie. Ale mamy taki rytuał, że zawsze jadę z nimi na wakacje ;) znajomi często się dziwią jak to można na wakacje z rodzicami jechać mając te 20-kilka lat, ale ja lubię ten czas gdy jesteśmy tylko dla siebie przez te dwa tygodnie i wcale nie jest nudno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może też się gdzieś wybiorę ze swoimi? :) Już nie pamiętam takiego wspólnego wyjazdu.

      Usuń
  16. mam chyba podobnie do Ciebie, niby nie jest źle, ale jest to wszystko dosyć powierzchowne. czasami mam wyrzuty sumienia, że jestem wredotą nieskończoną dla nich, ale czasami po prostu nie mogę - no własnie, czemu tak trudno okazywać nam uczucia bliskim, a czemu dużo łatwiej obcym? zagadka.
    ale pracuję nad sobą i nad kwestiami rodzinnymi :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja bardzo żałuje,że mojego taty już nie ma, bo z nim miałam bardzo dobry kontakt. Przez cale swoje życie pokłóciłam się z nim raz. Natomiast z moją mamą i siostra nie umiem zbudować takiej relacji. Z mamą mój kontakt jest coraz lepszy, bo kocham ją ale nikt tez nie potrafi mnie zdenerwować jak ona. Do taty tęsknię, i do tego jak dobrze się dogadywaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jakiego masz super tatę! :) Naprawdę wydaje się być cudownym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak, rodzina naprawdę potrafi dać wielkie szczęście.
    Ja z moimi rodzicami mam jednocześnie dobre, jak i tragiczne stosunki. I to przez mój charakterek właśnie, który uwidacznia się dość często, do tego miewam pretensje o przeszłość. Żałuję tego, że nie umiem się z nimi naprawdę dobrze porozumieć, ale wierzę, że któregoś dnia się uda, bo rodzina to prawdziwy skarb!

    OdpowiedzUsuń
  20. Moi rodzice są niestety mocno toksyczni. Najlepsza rzeczą jaką dla siebie w życiu zrobiłam była wyprowadzka. Staram się być dla nich wyrozumiała, choć drażni mnie niesamowicie jak zarzucają mi bycie niewdzięczną i wymuszają na mnie poczucie winy. Chodzę na terapie i dużo czytam na ten temat i pisze swoje życie od nowa. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj tak, warto sobie czasem przypomnieć o bliskich osobach :) Ja bardzo się cieszę, że mam dobre relacje z mamą. Jest jaka jest, czasem się na nią zdenerwuję. Ale dużo się od niej nauczyłam i dobrze, że jest :)

    OdpowiedzUsuń
  22. kochany wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Chyba jesteśmy bardziej podobne niż nam się zdawało. O swoich doświadczeniach z ludźmi napisałam post pod tytułem: momenty: ludzie. Te momenty zaczęły tworzyć serię. Ty masz przebłyski. Obydwie nazwy wskazują na chwilowość, próbę uchwycenia nieuchwytnego i wyrażenia tego słowami. Idę czytać drugą część.

    OdpowiedzUsuń
  24. Genialne podobieństwo! ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Coś czuję, że to będzie świetna seria. A jesteś tak podobna do taty, uśmiech i oczy po prostu kopiuj wklej. od tego wpisu aż mi się cieplutko na sercu zrobiło. Kontakt z rodzicami mam dobry, ale u mnie jest trochę inaczej. To oni nie mają czasu dla mnie, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  26. Moje obserwacje (może na takich ludzi trafiam) są niestety inne. Większość osób ma bardzo słabe relacje z rodzicami, dużo żalu, wiele złości. Ani rodzice nie potrafią pokazać, że dzieci są ważne, ani dzieci, że rodzice są. Smutne, ale prawdziwe. Wielu rodziców nie nadaje się by nimi być, ale Ci, którzy są świadomymi rodzicami dają największy i najbardziej wartościowy kapitał dzieciom. Powodzenia w rozwijaniu Twoich relacji :) Kamila

    OdpowiedzUsuń
  27. Ten wpis pozwolił mi zobaczyć Cię od zupełnie innej strony. Dziękuję.
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  28. Bardzo mądrze to wszystko ujęłaś.....

    OdpowiedzUsuń
  29. Ja to wszystko zrozumialam, gdy wyjechałam na studia. Zamieszkałam z osobą, która była mi jak siostra (dla mnie, siostry 5 braci, to nagły zawrót w życiu) - studia i wyjazd pomogły mi otworzyć się na moją mamę, cokolwiek trudną osobę. Okazało się, że ona pod wpływem mojej otwartości i miłości, zaczęła się zmieniać. Zmienia się nadal, ciągle na lepsze, mimo że ja już po studiach, ślubie z dwójką latorośli. Ona i ja jesteśmy teraz nie do poznania. I mamy coraz lepsze relacje :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty