Przebłysk #2 Wszystkie twarze w autobusie wyglądają tak samo

Wspominałam wam już o tym, jakie wrażenie wywarł na mnie tekst Malwiny o tym, jak poznawać fajnych ludzi. I chociaż przeczytałam go po raz pierwszy dwa tygodnie temu, codziennie wracam do niego myślami. A może nie tyle do samego wpisu, co do myśli jakie zakiełkowały w mojej głowie po jego konsumpcji.

Codziennie mijamy na ulicy, w sklepie, na uczelni setki ludzi. Każdy z nich nosi swoją własną historię, ma swoje pasje, zainteresowania. Swoje własne spojrzenie na świat, specyficzne poczucie humoru, bardziej lub mniej śmiałe marzenia.

Najpierw odrobina totalnej abstrakcji. Gdyby tak poznać każdą z tą osób, którą spotykamy na swojej drodze w przeciągu powiedzmy jednego dnia? Zamienić z każdą z nich kilka słów, wyjść gdzieś razem, wypić kawę. 



Jestem przekonana, że wśród tych ludzi znalazłyby się osoby, z którymi nadawalibyśmy na tych samych falach. Ludzie, którzy potencjalnie mogliby zostać naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Osoby, z którymi łączą nas jakieś pasje i zainteresowania, którzy mogliby zostać naszymi znajomymi "od czegoś" - koleżanka, z którą wybierzemy się na ściankę wspinaczkową, czy kolega, z którym moglibyśmy godzinami dyskutować o filmach. Miłość życia? Również niewykluczone.

A teraz drugie pytanie? Z iloma osobami, które spotykamy wchodzimy w jakąkolwiek interakcję? 

"Wszystkie twarze w autobusie wyglądają tak samo" - kilka lat temu grafika z takim właśnie zdaniem przykuła moją uwagę do tego stopnia, że po prostu musiałam ją wydrukować i powiesić nad biurkiem. Nie wiedziałam, co tak mnie w niej poruszyło, ale nie mogłam uwolnić się od tych słów.

Dokładnie to samo zdanie przypomniałam sobie teraz. Bo czy nie jest tak, że patrzymy na inne osoby, jakby nie były do końca realne? Wszyscy tacy sami, tłum obcych ludzi i my. 

I w takim momencie zastanawiam się czy idziemy w dobrym kierunku. Kiedyś każdy znał się z każdym. Na moim osiedlu stały cztery dziesięciopiętrowe bloki. Setki rodzin. Wszystkie dzieciaki spotykały się na podwórku i naprawdę wszyscy się znaliśmy. Czasem lepiej, czasem pobieżnie. Jednych lubiliśmy bardziej, innych mniej. Ale praktycznie każdy wśród tych osób znalazł kogoś, z kim całymi dniami mógł spędzać czas i obmyślać kolejne szalone zabawy.

Dorośli wsiadali do windy i zawsze ze sobą rozmawiali. No dobrze - o pogodzie, bieżących sprawach. Ale nikt nie stawał tyłem do siebie by jakoś przemęczyć te kilkadziesiąt sekund w przymusowym towarzystwie sąsiada, tylko uśmiechał się i wymieniał kilka słów. Nie pamiętam też takiego wyjścia do sklepu, gdy moja mama nie rozmawiałaby z teoretycznie obcymi ludźmi w kolejce. Samo przebywanie w tym samym miejscu, w tej samej sytuacji stanowiło pretekst do rozmowy i wejścia w kontakt z drugim człowiekiem.

I oczywiście takie pogawędki nie przerodziły się nigdy w jakąś szaleńczą przyjaźń, ale sama otwartość tego typu budzi we mnie jakieś tęskne odczucia.

Sama nie potrafiłabym do kogoś podejść i zacząć rozmowy. Ale gdy o tym głębiej pomyślę, dochodzę do wniosku, że przez takie zamknięcie się na innych ludzi możemy naprawdę dużo tracić. Nie daje mi spokoju myśl, że jest tyle fantastycznych osób, których nigdy nie poznam. 

Ten tekst nie będzie miał żadnej praktycznej puenty. Nie będę namawiać nikogo do tego, by szaleńczo zagadywał napotykane osoby, szukając w nich przyjaciół. Nie myślę też, żeby ilość znanych nam osób była tak ważna jak ich jakość. Kilku przyjaciół może znaczyć więcej niż setki znajomych - i zazwyczaj naprawdę znaczy. 

Ale zostawiam was z myślą, która wciąż dobija się w mojej głowie. Czy nie powinniśmy wreszcie przestać udawać takich samowystarczalnych indywidualistów i inaczej spojrzeć na nawiązywanie kontaktów z innymi?

Takie pomysły jak "casting na przyjaciela" z wspomnianego tekstu, czy rozwieszenie na osiedlu ogłoszenia wzywającego wszystkich chętnych mieszkańców do poznania swoich dotychczas obcych i obojętnie mijanych sąsiadów na placu przed blokiem (o którym czytałam kiedyś w którymś czasopiśmie) budzą we mnie wyjątkowo pozytywne odczucia. Bo jest we mnie jakaś tęsknota za poznawaniem nowych osób. Zrzucenia z twarzy tej maski, mówiącej "mijam cię, nie znam cię, jesteś mi obojętny". 

Wiem, że pojechałam dziś wyjątkowo filozoficznie, ale ostatnio naprawdę sporo nad tym myślałam. Cytując Malwinę "jedynym czynnikiem, który powstrzymuje człowieka przed poszerzaniem swojego grona znajomych jest on sam". Może pora zmienić coś w swoim podejściu do tematu?

Komentarze

  1. Przykre są sytuację kiedy nawet na studiach, w jednej grupie ludzie jakby się nie znają, nie rozmawiają ze sobą. Do czasu rozpoczęcia zajęć mimo, iż sala jest pełna to panuje niemalże grobowa cisza! Wszyscy siedzą ze wzrokiem utkwionym w telefonach, komputerach, tabletach. A po zajęciach mijając się na korytarzu, jeden od drugiego odwraca wzrok, udaje, że nie zna, nie widzi. Jestem zła na siebie, że często jestem uczestnikiem takich sytuacji i nic z tym nie robię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest. Ja sama tak robię (wyciągam telefon i zaczynam coś przeglądać), a tak naprawdę nie chcę - wolałabym zagadać. Tylko jak?
      Jakoś mi tak głupio zagadywać, a raczej po prostu przeszkadzać drugiemu, bo teraz każdy chce mieć święty spokój.

      Usuń
    2. Albo każdy udaje, że chce mieć święty spokój... A tak naprawdę być może większość z nas ma ochotę na nawiązanie kontaktu? :)

      Usuń
    3. Hmm, niekoniecznie. Ja w takich sytuacjach naprawdę chciałabym mieć święty spokój. Wiadomo jednak, że inną sprawą jest zapełnienie niezręcznej ciszy... Wydaje mi się, że każdy czuje się wtedy nie komfortowo, dlatego zagaduje, czy zerka na telefon. Wg mnie to związku z chęcią poznania drugiej osoby.

      Takie dyskusje "o pogodzie" są dla mnie bezwartościowe, ale tak myślę, że może powinnam się otworzyć i inaczej na to spojrzeć...

      Usuń
    4. Z tymi studiami to jest też tak, o czym Torunianin powinien wiedzieć, bo mniemam, że studiuje na UMK, że kiedyś miałeś jedną grupę przez trzy czy cztery lata, więc te 25-30 "stałych" osób lepiej poznałeś, teraz zapisujesz się na zajęcia sam i zdarza się, że w każdej grupie masz innych ludzi.

      Usuń
    5. Oj na studiach to różnie bywa. Ja to znałem każdego i z każdym rozmawiałem. Z doświadczenia wiem, że przynajmniej na studiach zaocznych wszyscy są zmęczeni i raczej chcą ciszy. Wiadomo na dziennych studiach to trzeba być głupim żeby nie rozmawiać. Przecież to są kontakty w twojej branży.

      Usuń
  2. Dlatego ja staram się prowokować rozmowy w pociągach :). Tam ludzie jeszcze się tak nie dziwią, kiedy ktoś z naprzeciwka zagaduje. I jakoś mam odwagę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama poznałam dwóch kolegów w pociągu. I okazały się to nawet znajomości na dłużej... :)

      Usuń
  3. trochę smutne jest to, że jak dzisiaj ktoś nieznajomy do nas zagada, traktujemy go jak dziwaka. a kiedyś to było takie normalne, że nikt tego nie analizował.

    smutne jest, że dzisiaj zatsanawiamy się, jak poznawać ludzi, jak rozmawiać, jak zagadywać.

    a przecież, tak jak piszesz, prawdopodobnie otacza nas mnóstwo osób, które nadają na tych samych falach.

    smutne jest, że tracimy tak wiele szans na wspaniałe znajomości.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo ciekawy tekst :) ja też często zastanawiam się nad tym jak wiele tracę chowając się przed światem w domu - poza oczywistymi i niezbędnymi kontaktami w pracy. Pod koniec każdego miesiąca (robię sobie takie małe podsumowania na blogu) obiecuję sobie, że w kolejnym bardziej wyjdę do ludzi - poza to co konieczne - dzisiaj dzięki Tobie znowu sobie to obiecałam :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja bym chciała potrafić zagadać obcych ludzi, ale po prostu nie wyduszę z siebie żadnego słowa :/. A to takie fajne porozmawiać z przypadkowo spotkaną osobą, nawet o tych pomidorach w sklepie. Ludzie stracili umiejętność rozmawiania z obcymi, lepiej spojrzeć w telefon i udawać, że nie widzi się nikogo dookoła.

    Zawsze w takich sytuacjach przypomina mi się jak poznałam moją przyjaciółkę, czekałyśmy w kolejce i z nudów zaczęłyśmy rozmawiać, po chwili okazało się, że idziemy na te same studia i dzięki temu już od pierwszego dnia byłyśmy zawsze razem. Pewnie i bez tej rozmowy byśmy się poznały, ale może pierwszego dnia każda z nas skierowałaby się do innej grupy ludzi i nie miałybyśmy możliwości poznać się tak blisko, więc na pewno warto zagadywać obcych ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. zagaduję nieznajomych :-) uśmiecham się. bywa że flirtuję (!). zdarza mi się mówić im komplementy.
    niektórzy patrzą na mnie z niedowierzaniem. osobisty mąż bywa skrępowany. ale (prawie) zawsze odwzajemniają uśmiech, flirt, miły gest :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholernie ważny i mądry tekst. Też za tym bardzo tęsknię. Czasem się boję... Dzisiaj jednak jakoś da się z kimś pogadać, szczególnie z kimś starszym (jestem rocznik 90.), ale co będzie za kilka lat?

    Kiedyś byłam bardzo nieśmiała, ale z konieczności zaczęłam się przełamywać. Miałam też okresy "dzikości" i antyspołecznego nastawienia i do dziś mi się to zdarza. Ale walczę z tym i to całkiem skutecznie- otwartością:
    - gdy sama nie potrafię zagadać nawiązuję kontakt wzrokowy, uśmiecham się,
    - zawsze uśmiecham się i jestem miła dla pań sprzedawczyń, kasjerek: zawsze jest milej zrobić zakupy, poza tym to naprawdę upierdliwa praca,
    - zagaduję barmanów/kelnerów na temat tego co polecają- w połączeniu z uśmiechem prosta droga do flirtu :),
    - gdy ktoś głośno myśli, albo słyszę, że ma problem i wiem jak mu pomóc mówię, np. usłyszałam przypadkiem na stacji jak kobieta mówi, że uciekł jej pociąg, powiedziałam jej, która dokładnie godzina i że jeszcze zdąży jeśli pobiegnie- i dzięki temu zdążyła :)
    - ostatnio np. na spotkaniu wspólnoty mieszkaniowej było mi smutno, że nikt się do siebie nie odzywa, więc sama zagadnęłam kobietę obok czy ma podobny problem z wodą ;p,
    - czasem gdy ktoś ma fajny ciuch mówię komplement i pytam czy mogę wiedzieć skąd jest- kobietom naprawdę robi się miło :),
    - mam zawsze oczy otwarte na innych ludzi i rozmowy nawiązują się same: w sklepach, w autobusach.
    - staram się nie ulegać pozorom- ostatnio zapytałam w autobusie o drogę średnio ciekawego faceta z warszawskiej Pragi, który zaczął kontynuować rozmowę- przestraszyłam się tego trochę, ale okazał się naprawdę bardzo miły i pożyczyliśmy sobie miłego dnia.

    To naprawdę nie jest takie trudne, bo wystarczy sobie uświadomić, że nie robimy nic idiotycznego, przecież nam w takich sytuacjach też jest miło. A nawet gdyby, to cóż z tego, co sobie ktoś o nas pomyśli. Czasem miły gest może zmienić czyjś albo nasz dzień na lepsze.
    Powiem szczerze, że od kiedy jestem otwarta moje życie naprawdę stało się lepsze i przyjemniejsze.

    Asia

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przestawaj filozofować :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz zupełną rację, że mijani przez nas ludzie wydają się zupełnie anonimowi. Idąc na uczelnie mijam zwykle sporo osób i często zdarza się, że niektóre twarze już rozpoznaję. Złapałam się na tym, że zastanawiam się nad tym kim są ci ludzie, co robią w życiu, jaki dzisiaj mają humor. Wtedy już nie są dla mnie tak "obcy". :)
    Nie jestem jakoś strasznie towarzyską osobą i też mam opory przed zaczęciem rozmowy z nieznajomymi, ale nauczyłam się, że nawet mały gest i jakaś bzdura mogą dla uczynić dzień tej drugiej osoby szczęśliwszym;P U mnie to się sprawdza, mianowicie, jeśli idąc na uczelnię, na pasach przepuści mnie jakiś uprzejmy kierowca to jest to znak, że będę miała wyjątkowo dobry dzień :D (szczególnie polecam przed kolokwium;P)
    I jeszcze jedna rzecz odnośnie sąsiadów - znajoma organizując parapetówkę umieściła w windzie kartkę z żartobliwą informacją dla sąsiadów, że tego wieczora będzie trochę głośniej niż zwykle. W odpowiedzi ci ludzie, zupełnie jeszcze nieznajomi dopisali na tej kartce życzenia udanego mieszkania, pozdrowienia i inne miłe słowa;) Byłam bardzo zaskoczona aż tak pozytywną reakcją ;)
    Pozdrawiam Kamyk ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze mam opory przed rozpoczęciem rozmowy. Nagle głowa staje się pusta i zupełnie nie wiem, co mówić. Generalnie jestem strasznie cicha i rozkręcam się dopiero po czasie, tylko w obecności ludzi, których dobrze znam. Ale staram się uśmiechać do ludzi. I uwielbiam zastanawiać się kim są i dlaczego anonimowi w autobusie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja ciągle gadam i ciągle wchodzę w interakcje obcymi. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Taki mam charakter, że lubię ludzi...CZASEM :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety, ja mam odwrotny problem. Jestem nauczona z domu, że trzeba do każdego zagadać, uśmiechnąć się, przepuścić, czy pomóc. I niestety, nierzadko spotykają mnie przykre sytuacje. Nie będę się rozpisywała, żeby z pozytywnego wpisu nie zrobić okazji do narzekania.
    Jednak, czasem takie zamknięcie jest dla mnie - bez przerwy nastawionej na innych - chwilą wytchnienia, odpoczynkiem. Po trzydziestu paru latach życia nauczyłam się pytać sama siebie, czy na każdą kolejkową rozmowę, na każde narzekanie z innymi na spóźniający się autobus, mam ochotę - i ku memu zaskoczeniu okazało się, że wcale nie. Że czasem wolę pobyć sama ze swoimi myślami, a swoją uwagę i wrażliwość zostawić na najbliższe mi osoby...

    OdpowiedzUsuń
  13. Ostatnio byłam w sklepie z moim chłopem. Zaczepiła mnie dziewczyna, pytając o moje spodnie: zaczęłyśmy gadać, kiedy on siedział w przymierzalni. Kiedy wyszedł, zapytał: "Kto to?". Nie mógł uwierzyć, że nie wiem, że widziałyśmy się pierwszy raz i gadałyśmy tylko o ciuchach. Po prostu.

    Chciałabym tak częściej. To bardzo podbudowuje: kiedy widzisz, że świat dookoła Ciebie jest przyjazny, że są w nim kompletnie obcy ludzie, którzy chcą po prostu dac CI coś dobrego. Chyba sama zacznę tak zagadywać. Ciuchy są dobrym pretekstem :) Nie ma nic przyjemniejszego niż obca kobieta, która prawi CI komplement!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ludzi, ktorych mijamy widzimy potem w snach. Nieznajomi ze snow, to wlasnie ludzie mijani na ulicy. Mozg ich wszystkie zapamietuje, bo nie potrafi "stworzyc" nowej twarzy, na potrzebe naszego snu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Chętnie bym pogadała z ludźmi z którymi jadę te 10 minut tramwajem, zamiast gapić się w okno (za krótko na czytanie ;) tylko jakoś tak głupio się odezwać...
    Ogromnym plusem akcji o których piszesz na końcu jest właśnie tworzenie okazji - idziemy gdzieś, gdzie wiemy że będą ludzi też chętni się poznać.
    Z drugiej strony - może warto się też przełamać gdy nie mamy tej pewności? Przypomniał mi się pomysł na Eksperymentalny Sygnał Dobra z "Kwiatu kalafiora" Musierowicz. Może by tak spróbować uśmiechać się do ludzi na ulicy i zobaczyć co z tego wyjdzie? :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Wszystkie twarze w autobusie wyglądają tak samo. Autobusy jakoś nie sprzyjają nawiązywaniu znajomości. Co innego pociągi. Ja często podróżuję z kotami i nie ma wyjazdu bez połowy drogi przegadanej z obcą osobą (ludzie bardzo często mnie zaczepiają). Raz to mój kot (wypuszczony z transportera i trzymany na smyczy) zaczepił kobietę siedzącą niedaleko, zaczęła się między nami rozmowa, a skończyło się na połowie wagonu gadającego o kotach :p

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak zwykle Twój tekst sprawił, że moje myśli powędrowały daleeeeko :) Trochę się speszyłam, bo sama jestem zbyt nieśmiała, żeby zagadywać do ludzi nawet na moim przystanku, ale przyszyły mo do głowy miejsca, gdzie komunikacja z nieznajomymi jest ułatwiona, nawet dla nieśmiałych:
    - stojaki Veturilo (przynajmniej te w Warszawie) :D Działają dość topornie i nawiązałam wiele sympatycznych relacji podczas wspólnych prób wyciągnięcia roweru i walki z automatem :)))
    - Couchsurfing - Pojechałam kilka razy na CS do Włoch, i byłam w szoku ilu ludzi udało mi się poznać :) Generalnie osoby, które proponują noclegi/wyjście na kawę czy drinka na CS są otwarte i bardzo chętnie oprowadzają po swoim mieście, więc tematy do rozmowy przychodzą same :) A CS można też przeszukać w swoim mieście i poznać nowych ludzi, u mnie zaowocowało to wieloletnimi znajomościami :)
    - Kolejka do kibelka w pubie :P Wszyscy połączeni wspólną niedolą "niechżeonjużwyjdzie" zaczynają do siebie zagadywać ;))))

    Nie jest więc ztak źle :))))))

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  18. To wina tych gadżetów, które nas otaczają. Internet wszędzie i 24 h/doba.

    OdpowiedzUsuń
  19. Podoba mi się ten tekst. Możesz pisać więcej :)
    Masz rację, ludzie nie potrafią teraz rozmawiać z obcymi osobami, ot tak po prostu... Ja sama nie zagaduję innych, ale gdy ktoś potrzebuje pomocy lub pyta o coś, a ja znam odpowiedź, to rozmawiam. Nie odwracam się też plecami, gdy ktoś mnie zagaduje.

    OdpowiedzUsuń
  20. Poczułam się jak w autobusie ;) Masz rację, coś w tym jest. Wydaje mi się jednak, że dużą rolę odgrywa tu charakter człowieka. Otwartość i komunikatywność, po prostu. Ja również poznałam kiedyś w pociągu pewna osobę, z którą do dziś mam kontakt i jestem z tego bardzo zadowolona ;)

    Pozdrawiam ;)

    PS. Świetny pomysł z przebłyskami !

    OdpowiedzUsuń
  21. Kilka dni temu pytałam w komentarzach, czy coś się tu zadzieje i bardzo się cieszę, że się dzieje i co się dzieje :) Bardzo cenne, prawdziwe obserwacje. Problem poznawania ludzi jest mi szczególnie bliski, bo jestem osobą strasznie nieśmiałą a w dodatku taką, której znajomości często się rozlatują. Spędziłam wiele godzin w pociągowych przedziałach i czasem naprawdę chciałam porozmawiać, bo to takie dziwne, siedzieć obok czy naprzeciwko siebie 3,5 godziny i nic nie mówić, z drugiej strony kiedy mam wrażenie, że współpasażer chciałby zagaić, uciekam przerażona w muzykę, a kiedyś zdarzyło mi się udawać, że śpię... Głupota. Choć z drugiej strony takie zawieranie znajomości w towarzystwie obserwatorów-współpasażerów wydaje mi się dziwne. Ale zawsze zazdroszczę mojemu tacie, który nie przejmuje się, że jedzie ze studentem, czy z wykładowcą akademickim, zawsze rozmawia w czasie podróży, o wszystkim. Mam taki czas w życiu, że chciałabym poznać jakichś ludzi, ale zupełnie mi to nie wychodzi

    OdpowiedzUsuń
  22. Cześć, to moja pierwsza wizyta u Ciebie i proszę, taki fajny tekst :). Absolutnie zgadzam się z Twoimi obserwacjami, ale jest jeden wyjątek - psiarze. Jakoś tak psiarze na osiedlu trzymają się razem jak kiedyś dzieciaki na trzepaku. I to jest super!

    OdpowiedzUsuń
  23. Jestem jak najbardziej za ideą poznawania ludzi, chociażby w taki sposób by zamienić z nimi kilka zdań, o pogodzie, o byle czym. Zamykamy się okropnie, zamykamy swoje dzieci, sadzamy je przed tv, które ogłupia każdy umysł, zamiast wypuścić przed blok na trzepak, na boisko pograć w kosza... Aż sobie przypominam spanie w namiocie pod blokiem z innymi dzieciakami z dzielnicy. I nikt niczego się nie bał, przed niczym nie uciekał, dzielił się wszystkim co miał :) Moje dzieci (których jeszcze nie mam), będą wolnymi duszami, które na pewno będą zmieniały świat :)
    Dziękuję Ci Justyna za ten post <3

    OdpowiedzUsuń
  24. Mi również często w głowie pojawiaja się myśl, by zagadać i poznać znajdującego się obok człowieka. Najczęściej jednak tego nie robię, bo zwycięża nade mną obawa przed reakcją danej osoby. Wyjątkiem są podróże samolotem, które odbywam w stosunkowo często. W samolocie kontakty nawiązują się jakoś same, jest czas by pogadać o czymś więcej niż o pogodzie, a temat- podróż jest bardzo wdzięczny do rozmowy. No i taki przegadany lot mija błyskawicznie i zapomina się o jakimkolwiek strachu przed lataniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. O, i jestem w drugiej części. Kiedy byłam dzieckiem bardzo imponowała mi taka umiejętność dorosłych rozmawiać z nieznajomymi ludźmi: w autobusie, kolejce itp.
    Dziś rozmawiałam z portierem, który musiał przejść ze mną kawałek, żeby otworzyć drzwi do zamykanego na noc budynku użyteczności publicznej. Szliśmy w tym samym kierunku, więc rozmowa wydawała mi się absolutnie naturalna. Okazało się, że amatorsko zajmuje się fotografią. Zawsze zagaduję rozmowę w kolejce, kiedy muszę długo stać z ludźmi obok mnie w jakimś konkretnym celu. Nie widzę powodu, żebyśmy mieli nie rozmawiać. Jednocześnie czuję się wtedy czasami staroświecko :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Ostatnio w autobusie pewna starsza kobieta nagle uznała, że chce mi opowiedzieć historię swojego życia i tej podróży przez długi czas z pewnością nie zapomnę!

    OdpowiedzUsuń
  27. Przeprowadziłam się niedawno do USA i muszę powiedzieć, że takie interakcje miedzy ludźmi tutaj, zaczynanie rozmwy z neznajomym, czy chociaż pogawędka z kasjerem jest na poczatku dziennym.
    Myślę, że to kwestia kulturowa. Podobnie bylo w UK gdy tam mieszkałam. W dordze do pracy po jakimś czasie, miałam grupę osób, które mijałam za każdym razem i zawsze mówiliśmy sobie dzień dobry.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wyrzućmy komórki, tablety, kindle i otwórzmy się na ludzi. :) Ot, proste... A jednak trudne...

    OdpowiedzUsuń
  29. Jak miło znów znaleźć się w tak zacnym gronie. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich :))

    OdpowiedzUsuń
  30. Za niedługo to już w ogóle wszystko będziemy robić online... Ciekawe jak będą się wychowywały dzieci naszych dzieci... I czy nie poczną się przez internet bo do tego to zmierza...

    OdpowiedzUsuń
  31. jak absurdalna w tym kontekście wydaje się samotność.

    OdpowiedzUsuń
  32. http://www.twozywo.art.pl/twzw.php?11s5

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty