Wyluzuj - czyli jak w 7 krokach nabrać większego dystansu do siebie i życia

Szczerze? Byłam prawdopodobnie mistrzem świata w spinaniu się i zamartwianiu na każdy możliwy temat. Co sobie ktoś pomyśli jak zrobię to czy tamto? Czy ktoś nie pomyśli sobie, że go olewam jeśli czegoś nie zrobię? "Musiałam się strasznie skompromitować, na pewno wszyscy widzieli moją pomyłkę!" Itp. itd. 

Ponadto, jeśli można było się przejmować, że coś nie wyjdzie (prezentacja, egzamin, spotkanie - cokolwiek), to ja na pewno się tym martwiłam i wypruwałam z siebie żyły, żeby zadowolić wszystkich dookoła i swoje własne poczucie perfekcjonizmu. 

Ale na szczęście nadszedł czas na zmiany i wyrobiłam w sobie kilka nawyków, które pomagają mi bardzo skutecznie uwolnić się od mojego wcześniejszego "spięcia". Nauczyłam się luzować w różnych sytuacjach. Jak? Przyswajając sobie kilka mądrych myśli i strategii. Zapraszam poniżej!


 

1. Zawrzyj ze sobą pakt o nieagresji 

Potrafimy być swoimi największymi wrogami - jestem tego pewna. Nikt lepiej nie sabotuje naszych pomysłów, starań, marzeń i planów niż my sami. "Nie nadajesz się do tego", "Zostaw to, tylko się ośmieszysz", "Beznadziejnie dziś wyglądasz, siedź dzisiaj w domu"... Masakra. W dodatku zazwyczaj to stek totalnych bzdur.

A może tak popróbować samo-przyjaźni ?

To w największym skrócie (szerzej na ten temat w podlinkowanym powyżej wpisie) traktowanie siebie samego tak, jak zrobiłby to nasz przyjaciel. Na początku to może wydawać się mega nienaturalne i dziwne (nic dziwnego jeśli przez ponad kilkanaście lub kilkadziesiąt lat mówiliśmy do siebie samego jak do nieudacznika) ale po czasie buduje znacznie większe poczucie własnej wartości i rodzaj mocnego wsparcia w samym sobie. Cenne.

2. Zawsze będą gorsi i lepsi - porównywanie się jest głupie

Wiem, że czytałeś/aś to setki razy ale zawsze są dwie strony medalu. Zawsze będzie ktoś z większym biustem, lepszą furą, bardziej zawrotną karierą. Z drugiej strony będzie cała masa dziewczyn, które marzą o twoim wyglądzie, bo same zamartwiają się innymi kompleksami. Spotkasz wielu facetów, którzy mają gorszy samochód, zegarek czy mieszkanie niż ty. Kogoś, kto zarabia mniej. Porównywanie się z innymi jest już z zamysłu tak potwornie głupie, że hej. 

Wiadomo, łatwiej napisać niż zrobić. Każdy w pewnym stopniu z automatu umieszcza się na różnych skalach w przeróżnych wewnętrznie tworzonych rankingach. Pewnie nie ma w tym nic złego, jeśli z tyłu głowy mamy myśl, że to nie jest żadna wyrocznia, która powinna wpływać na nasze samopoczucie czy własną wartość. Najrozsądniej jest dążyć po prostu do najfajniejszej wersji SIEBIE. O czym ciekawie pisała ostatnio Edyta.


3. Nie traktuj siebie tak poważnie - inni tego nie robią

Ludzie NAPRAWDĘ nie są tak zainteresowani tobą i twoimi potknięciami, jak ci się wydaje. To pewnie dość egoistyczne, ale w przeważającej części czasu każdy z nas myśli po prostu o... sobie.

Kiedy poplamisz sobie sukienkę i masz wrażenie, że każdy, po prostu każdy na imprezie śmieje się z ciebie w myślach i nadaje ci tytuł flejtucha roku, tak naprawdę wszyscy (lub ewentualnie 99,9% ludzi) ma to po prostu gdzieś. Może i ktoś to zauważy i odnotuje fakt, że coś ci się wylało, ale to jest tak nieistotne dla jego własnego życia, że po sekundzie puści to w niepamięć. I zacznie myśleć o swoich własnych problemach, codziennych sprawach i o tym czy wszyscy wpatrują się w jego pryszcz na czole. Naprawdę. 

Potrzebujesz dowodu? To proste. Zastanów się, czy sam przez kolejny tydzień analizujesz z rozkoszą w głowie fakt, że ktoś się przejęzyczył lub zrobił coś głupiego. Podejrzewam, że nie. I że bardzo szybko po każdej takiej obserwacji wracasz do świata kręcącego się wokół twojej własnej osi.

Następnym razem gdy wypalisz coś głupiego, popełnisz jakieś faux pas, cokolwiek - nie przejmuj się tym. Gwarantuję, że nikogo to nie obchodzi.


4. Zacznij wreszcie dbać o siebie - powiedz "nie" (chociaż czasem)

Asertywność... Niełatwa sprawa - przynajmniej dla części z nas. Ciężko nauczyć się stawiać siebie samego nieco bliżej w początku łańcuszka osób, które chcemy zadowolić. Jeżeli cały czas przyłapujecie się na tym, że robicie coś tylko po to, by zadowolić kogoś innego, to z dużym prawdopodobieństwem macie - tak jak ja - problemy z asertywnością. To w mojej definicji nieumiejętność stawiania swojego dobra na równi z innymi, problem z dbaniem o swoje własne potrzeby.  

Szczerze? Nie mam jeszcze całkowicie sprawdzonego sposobu jak sobie z tym poradzić. Póki co, staram się po prostu jak najczęściej dać sobie trochę czasu, zanim zobowiążę się do kolejnej rzeczy, na którą kompletnie nie mam ochoty tylko po to, by kogoś zadowolić. Staram się dać dojść do głosu sobie samej. Uczę się formułować proste postulaty - z tym czego chce, a czego nie. Uczę się mówić jasno i szczerze o swoich potrzebach. I to pomaga. 

Jeżeli jesteście - jak ja - mistrzami w byciu nieasertywnym, to inni mogą nawet nie mieć pojęcia, że nie macie na coś ochoty. Bo tak świetnie potraficie zakamuflować własne zdanie i odczucia. Być może będą osoby, którym nie będzie pasować to, że nagle macie swoje zdanie i nie chcecie czegoś robić. Ale może to być znak, że przez lata ci ludzie po prostu wykorzystywali waszą słabość. Pamiętajcie, że naprawdę bliskie osoby będą szczęśliwe, że przestaliście udawać i ukrywać swoje odczucia. Szczera rozmowa potrafi w takim wypadku zdziałać cuda. Piszę to naprawdę z własnej, mocnej autopsji.

5. Filozofia "Fuck it"

Jeden z moich ulubieńców - bazujący na innowacyjnym w swej prostocie pomyśle z książki "Filozofia f**k it, czyli jak osiągnąć spokój ducha". Samej książki (jeszcze) nie czytałam, co więcej, już po pobieżnym jej przejrzeniu widzę, że razi mnie w niej wiele rzeczy, ale jednak sam pomysł na to, by uwolnić się od swojej ugrzecznionej wersji, od potrzeby kontrolowania wszystkiego i wszystkich, od zamartwiania się błahostkami bardzo, bardzo mi się podoba. Jak możemy przeczytać w jej opisie: "Powiedz 'pieprzę to' i od razu poczujesz się lepiej". 

Może to proste, prymitywne, ale faktycznie działa. I tak możemy mówić w myślach, pod nosem czy nawet głośno "pieprzę to", kiedy coś idzie nie do końca po naszej myśli, gdy coś nas wkurzy, gdy zaczynamy przejmować się totalnymi głupotami. Osobiście wolę nieco bardziej "soczyste" określenie, które jeszcze mocniej mnie relaksuje. I chociaż w rozmowach i kontaktach z ludźmi wyjątkowo mocno staram się unikać przekleństw, to jednak sama przy sobie lub właśnie w myślach lubię sobie porządnie zakląć. Ulga natychmiastowa :)

Myślę, że to szczególnie ważne dla dziewczyn, którym całe życie wszyscy powtarzali, że trzeba być grzecznym, ułożonym i którym wbijano w głowę długaśną listę oczekiwań i zakazów - co może a czego nie powinna robić dobrze wychowana dziewczynka a później kobieta. I nie mówię, żeby to wszystko puścić w niepamięć, zupełnie nie o to mi chodzi. Wiele (jak nie większość) z tych rzeczy to naprawdę dobre rady. Po prostu z czasem możemy tak bardzo starać się sprostać tym wszystkim grzecznym, kulturalnym oczekiwaniom, że staniemy się jak balon wypełniony pompowaną latami złością. Osobiście uważam, że lepiej od razu ją nieco spuścić i wyluzować. Tak jest prościej :)

Nie przejmuj się drobnostkami, nierealnymi oczekiwaniami i tym wszystkim, co na co dzień doprowadza cię do szału - pieprz to.

6. Odpuść - nie zawsze wszystko musi być perfekcyjne

Swego czasu mieliśmy w telewizji wysyp programów o perfekcji - perfekcyjna pani domu, perfekcyjne ciała, perfekcyjne talenty. Każdy musi być najlepszy. Najlepiej we wszystkim. I nagle przyszło olśnienie. Że to wszystko może być bzdura. Dom może być po prostu wysprzątany, nie musi błyszczeć. Nikt nie będzie robił nam testu białej rękawiczki. A nawet jeśli? Świat się nie zawali z powodu jednej nieodkurzonej półki. Tak samo we wszystkim innym. 

Oczywiście jeżeli coś bardzo cię kręci, możesz chcieć być w tym najlepszym. Popieram! Ale to nie oznacza, że oprócz tego musisz spełniać się na najwyższym poziomie jeszcze w 20 innych życiowych dziedzinach. To może się skończyć tylko i wyłącznie frustracją.

Dla mnie największe otrzeźwienie przyszło po tym, jak zrewidowałam swoje początkowe oczekiwania właśnie wobec bycia 'perfekcyjną panią domu'. Wprowadzając się do mojego chłopaka miałam plan, by wszystko po prostu lśniło na wysoki połysk, codziennie na stół wjeżdżał obiad z dwóch dań i deseru a ja przy tym wszystkim tryskam energią, dobrym humorem i oczywiście wyglądam jak milion dolarów. Nikt tego ode mnie nie wymagał, sama wyznaczyłam sobie jakieś kompletnie nierealne cele.

Bardzo szybko przekonałam się, że tak nie będzie. Że nie poświecę swoich zainteresowań, bloga, spotkań z ludźmi i wszystkiego innego, żeby codziennie godzinami sprzątać. Że nie wszystko musi zawsze być zrobione na tip-top. I wiecie co? Bardzo fajnie żyje nam się tak, jak jest. Normalnie. Czasem w zlewie leżą jakieś talerze, czasem pranie nie jest zrobione, ale to nic. We wszystkim da się znaleźć złoty środek. I o ile nie dałabym rady mieszkać w zabałaganionym i brudnym mieszkaniu, to pozwalam sobie na bycie nieperfekcyjną panią domu. Po prostu. 


7. Shikata ga nai

I na koniec moje ulubione japońskie powiedzenie - "shikata ga nai". To może nawet coś podobnego do "Fuck it" tylko dużo spokojniejsze i stonowane. A oznacza proste słowa: "Nie ma na to rady". 

Już lata temu spodobało mi się to stwierdzenie i zaczęłam powtarzać sobie "shikata ga nai" gdy zabrakło mi 30 sekund by zdążyć na pociąg, gdy stałam w korku itp. Aż w końcu weszło mi w krew. I naprawdę zaczęłam znacznie mniej denerwować się takimi nieprzewidzianymi wypadkami. Gdy na coś nie mamy wpływu, to choćbyśmy nie wiem jak się złościli, niczego nie zmienimy. Wtedy warto po prostu odpuścić.

Komentarze

  1. Kiedyś po internetach krążył skecz o różnicach w myśleniu pomiędzy kobietą i mężczyzną - było w nim dużo prawdy. Czasem mam wrażenie, że krążące po głowie myśli spowodowane ciągłym zamartwianiem się, by wszystko było idealne, że gdy przyjeżdża mama/teściowa w domu był błysk, by w końcu odmówić, bo to, bo tamto, mają ochotę eksplodować :) Dlatego pomysł ze skeczu z pudełkiem nicości jest bardzo trafny. Z jakiegoś powodu starsi faceci dużo lepiej wyglądają niż kobiety w tym samym wieku ;) Na filozofę fuck it też już się gdzieś natknęłam i chyba jest to jeden z najlepszych sposobów na to, by radzić sobie z codziennym stresem. Mój brat tak postępuje i bardzo dobrze mu z tym :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż sobie zobaczę ten skecz :)

      Usuń
    2. Opowiadasz bzdury bo skłonności do zamartwienia i przejmowania wszystkim to kwestia przede wszystkim temperamentu wychowania, doświadczeń a nie samej płci. Podziałów można tworzyć mnóstwo ale niestety durne skecze nie oddadzą skomplikowanej natury rzeczywistości.

      Usuń
    3. Niby tak ale statystyka wskazuje na Panie, bo tak są wychowywane (wiec i Twoja też o wychowaniu się zgadza) :)

      Usuń
  2. najgorsze co możemy zrobić to porównywać się do innych, uważać że ktoś inny jest lepszy ode mnie, a tak naprawdę ktoś inny ma po prostu odwagę wyrażać siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trafne słowa, te osoby, które hipnotyzują i przyciągają ludzi zazwyczaj po prostu dobrze czują się same ze sobą i emanując tym właśnie luzem zjednują sobie inne osoby.

      Usuń
  3. A jeśli przy tym się jeszcze jest chrześcijanką i wie, że Bóg czuwa nad tymi, którzy mu ufają, to jeszcze łatwiej można wyluzować. A z tymi przekleństwami w myślach, to stosowałam to. Ale to powoduje, że z czasem jest ich coraz więcej. Do ludzi zwracasz się kulturalnie, a w głowie masz masę przekleństw. Nie polecam. Ale ogółem super artykuł. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie ma osoby lepszej od nas :-). moze ktos jest ladniejszy, ale moze nie prowadzi fascynujacego, intelektualnego zycia jak ja czy on/a. moze robi kariere i ma kupe $$$$, ale moze ma malo czasu i zszargane zdrowie, albo nie ma pasji poza praca. ot, masa porownan. kazdy ma w sobie cos fajnego i lepszego.gorszego. shikata ga nai :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Zawsze zwracamy uwagę na jeden wybrany aspekt czyjegoś życia i zazdrościmy kariery czy urody, a ten ktoś wraca do domu i ma własne problemy, coś w czym nie idzie mu najlepiej itd. Nie ma ludzi idealnych pod każdym względem, po prostu skupiamy się wybiórczo na tych cechach i frustrujemy, że my nie jesteśmy tak piękni, bogaci... Bez sensu :)

      Usuń
  5. Dziękuję za tekst! Ostatnio mam dwie duże sprawy na głowie - ich rozwiązanie jednak nie zależy ode mnie, ale jednak nimi się przejmuję. Może w końcu pora przestać nimi aż tak się umartwiać :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze warto sobie przypominać, że jeśli nie mamy na coś wpływu, to umartwianiem się naprawdę nic nie zdziałamy. Wiem, że to tylko słowa, ale chyba i tak warto próbować chociaż trochę odciążyć swój umysł od takich problemów :)

      Usuń
  6. Niby oczywiste, niby to się wie, a jakoś w życie niekiedy tak trudno wprowadzić...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mam bardzo luźne podejście do wszystkiego, że aż czasami to mnie przeraża:)

    OdpowiedzUsuń
  8. By polubić swoje życie najpierw należy polubić siebie :)
    By uzdrowić innych najpierw trzeba zadbać o swoje zdrowie.

    Pozdrawiam mega pozytywnie

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten tekst powinien być zatytułowany '7 kroków do bycia szczęśliwym'. Jak widać można w prosty sposób osiągnąć harmonię i żyć pełnią życia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak zwykle pozytywny wpis :) Z tą asertywnością to ja widzę, że to w dużej mierze zależy kim jesteśmy. I tak np. w pracy wobec osób podległych niektórzy są bardzo wymagający i bardzo asertywni, a te same osoby wobec swoich przełożonych są przymilne i ulegle, gdzieś ich pewność i asertywność znika. Tak samo jest w zwykłym życiu. To mniej więcej jak w wojsku: kaprale pomiatają szeregowcami, a majorzy pomiatają kapralami. Kluczem do sukcesu jest więc nie bycie szeregowcem. Życiowym "szeregowcem" jest osoba która uważa się i którą inni uważają za gorszą. Podnieść swoją wartość można: pieniędzmi (zaraz mnóstwo łaszących się pochlebców), urodą, sukcesem, znajomymi itp. Jeśli nic z tych rzeczy nie posiadamy to jest ciężko. Stoimy na samym dole drabiny społecznej i traktujemy siebie oraz inni nas jak pariasów. Najlepiej byłoby: otworzyć biznes i osiągnąć sukces, brzydcy udać się do dobrego chirurga plastycznego (acz nie namawiam bo to ryzyko i nieraz jest gorzej niż przed), wybić się w jakichś tematach choćby nauczyć się perfekcyjnie 2 języków, jeśli jeden to chiński to już zyskujemy opinię osoby nieprzeciętnej i inteligentnej itd. Potrzebne nam coś co zwiększy naszą wartość, same zaklęcia mogą nie wystarczyć acz gdyby komuś się udało przestawić się w swojej głowie z myśleniem o sobie to na pewno takiej osobie lepiej by się żyło już przez samo to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno znacznie łatwiej być asertywnym, gdy ma się pewnego rodzaju "władzę", osiągnięcia. Tylko nie wiem czy tego rodzaju asertywność oparta na myśleniu, że inni są niżej od nas to do końca to, co warto w sobie kształtować. Myślę, że można uczyć się tego i wzmacniać w sobie przy jednoczesnym poszanowaniu siebie i innych ludzi, bez myśli - jestem lepszy - będę asertywny. To dla mnie temat do dalszego przemyślenia. Dzięki za komentarz!

      Usuń
  11. Uwielbiam japońską kulturę i ostatnie powiedzenie bardzo mi się spodobało. Chociaż jego silniejsza wersja też jest niczego sobie ;) w ciężkich chwilach zdarza mi się jej dość często używać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Inspirujesz mnie w pewien całkiem odmienny sposób. Inspirujesz mnie do inspirowania się, do wiary, do nadziei i do życia w samorealizacji już dziś. Jesteś świetna :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden z najfajniejszych komentarzy, jakie kiedykolwiek tu przeczytałam. Dziękuję! <3

      Usuń
  13. Wszystkie te punkty realizuję w swoim życiu od bardzo dawna. Skoro sam doszedłem do wniosków, które Ty teraz zawarłaś we wpisie, to znaczy, że naprawdę są one niezbędne do prowadzenia szczęśliwego życia.

    Bo jestem szczęśliwy. A kiedyś, martwiąc się wszystkim, obgadując innych, porównując się - nie byłem.

    Na Twojego bloga wszedłem, bo chciałem coś przeczytać, a ten przypomniał mi się jako pierwszy... ale było warto. Dzięki za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak się jest zamartwiaczem to pierwsze odpuszczenie jest naprawdę trudno. Ale jak już się to zrobi, to wszystko staje się łatwiejsze :-) Bardzo fajna lista :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Polecam wszystkim filozofię "fuck it". Też kiedyś przejmowałem się wszystkim, łamałem sobie głowę. A teraz? Po prostu to pieprzę! Nie wyjdzie mi coś Pieprzyć to. Dziewczyna mnie zlała? pieprzyć to itd. Człowiek nabiera większego dystansu i uświadamia sobie, że te problemy, które wydają się takie straszne tak na prawdę wcale takie nie są. Poza tym żart z siebie. Jeśli umiesz żartować z siebie to jesteś pewny siebie, a co za tym idzie wyluzowany. Na początku może jest ciężko, ale z czasem będziesz miał wyj... ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie podoba mi się pobłażanie i bagatelizowanie "błahostek". Potem pojawi się następna błahostka i kolejna, i kolejna... Aż w końcu to już nie będzie tylko błahostka, a poważny problem, który dużo łatwiej można było rozwiązać, gdy był tylko "błahostką".

    OdpowiedzUsuń
  17. pierwszy raz czytam o samo zdystansowaniu sie, ja jestem chodzocym przykladem nieustannych zamartwian sie ( martwie sie nawet jesli nie ma sie czym martwic), moja asertywnosc przeradza sie w agresje a i tak skonczylam na tym ze mam bully w pracy, nadstawiam sie i zeby bylo jeszcze dla kogo....chce isc teraz na zwolnienie lekarskie z powodu zalamania nerwowego, ale nawet jak jest lepiej w pracy, to probuje wszysto zrobic na czas popadajac w taki stres ze moja klatka piersiowa wrecz mi rozsadza,

    OdpowiedzUsuń
  18. Aż się humor poprawia czytając coś takiego:) może rzeczywiście pora trochę odpuścić i nie spinać się z tą " perfekcją " w każdej dziedzinie:D

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja natomiast zastanawiam się, jak nabrać odpowiedniego podejścia do sytuacji, w której stajemy się przysłowiowym "popychadlem". Są ludzie wrażliwi, którzy na bank sobie z tym średnio radzą, albo nie radzą sobie z tym w ogóle - np. Ciągle teksty, jesteś brzydka, masz grube nogi..? Jak sobie z takim czymś radzić? Nie każdy chce obrazac nas na poważnie, czasem w żartach coś się powie..

    OdpowiedzUsuń
  20. 1. Co jeśli moje działania są sabotowane ewidentnie przez KOGOŚ INNEGO, i to nie raz tekstami typu "chcesz, by nie traktowano cię poważnie" i ćwierka ci nimi nad uchem, a przy mojej próbie samoobrony strzela focha w stylu "przecież tobie nic nie można powiedzieć, bo się wielce obrażasz"?

    2. To samo, kiedy ktoś na głos i często komentuje ironicznie lub sarkastycznie każde moje potknięcie.

    Jest źle, jeśli z przyczyn niezależnych od siebie nie można zerwać kontaktu z takimi osobami. Nie wszystko w danej relacji można załatwić że swojej strony.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty