Czy warto brać sprawy w swoje ręcę? Kilka słów o odpowiedzialności i proaktywnym działaniu

Końcem grudnia otrzymałam do zrecenzowania książkę "Weź sprawy w swoje ręce" autorstwa Johna B. Izzo. Byłam wtedy w trakcie czytania "Mądrzej, szybciej, lepiej", którą zachwalałam wam w grudniowym zestawieniu perełek, także do lektury nowej książki zasiadłam dopiero kilka dni temu.

Po przeczytanym wstępie sądziłam, że tematyka książki świetnie dopełni wnioski, jakie wyciągnęłam z lektury książki Duhigga, szczególnie jej rozdziału o motywacji i wzmacnianiu w sobie poczucia sprawczości, wiary we własny wpływ, jaki możemy mieć gdy chodzi o przebieg różnych sytuajci czy realizację celów.


 

MINUSY KSIĄŻKI

Książka obiecywała odnosić się do różnych studiów przypadku, także zacierałam ręcę rozpoczynając jej czytanie - uwielbiam przedstawianie jakichś faktów czy wyników badań na realnych, ciekawych i i zapadających w pamięć przykładach. Za to właśnie tak bardzo spodobały mi się obie książki Duhigga. Po przeczytaniu książki "Weź sprawy w swoje ręcę" utwierdziłam się w przekonaniu, że do opisywania takich historii trzeba mieć jednak duży talent. Autor próbował przekazać tezy swojej książki w oparciu o przykłady, ale moim zdaniem ten zabieg się nie udał. Historie nie były dla mnie ciekawe, nie były opowiedziane w tak mistrzowski sposób, z jakim spotkałam się przy lekturze wcześniejszej książki. 

Gdyby przykłady były przekazane w ciekawszy sposób, być może książka mocniej by się broniła. Ale w takim wydaniu było to trochę tak, jakby przez 180 stron opowiadać ciągle o tym samym. 

Nie zachwyciło mnie też wyczuwalnie jednostronne ukazanie sprawy i zbyt utopijny moim zdaniem wydźwięk. W książce ukazane są praktycznie same superlatywy podejmowania inicjatywy i tego jak ogromny wpływ może to mieć na nasze życie, stan firmy w której pracujemy i dobrobyt całego społeczeństwa.

Ok, często tak będzie. Ale już wielokrotnie nauczyłam się, że nadgorliwość i wykazywanie się zbyt dużą inicjatywą często nie prowadzi też do żadnych konkretnych efektów. I chociaż możemy wypruwać z siebie żyły, dokonać cudu, to niekoniecznie dostaniemy za to jakąkolwiek nagrodę. Wcale nie powiedziałabym jednoznacznie, że i tak lepsze to niż bierność. Bo poświęcając tę samą energię i czas na jakąś inną sprawę, moglibyśmy na przykład osiągnąć znacznie więcej. A to może stanowić rozczarowanie.

Takie jest moim zdaniem życie i czytanie non stop o tym samym, o tym jak wspaniałe jest branie odpowiedzialności ponad swoje zakres obowiązków, nie do końca do mnie przemawiało. Niby zostało nadmienione w którymś momencie, że możemy nie odnieść sukcesu zabierając się za jakąś zmianę, ale moim zdaniem zbyt słabo.

Nie są to oczywiście minusy, które skreślają tę ksiażkę, ale jednak można było moim zdaniem nieco lepiej przedstawić jej założenia. Na pewno z jej lektury można wynieść dla siebie sporo cennych wskazówek i dlatego tak czy inaczej warto ją moim zdaniem przeczytać. 


PLUSY KSIĄŻKI


To tyle jeśli chodzi o minusy. Ale oczywiście jest też druga strona medalu. Gdyż sama koncepcja jest bardzo mądra i wartościowa, trzeba ją tylko moim zdaniem przyjąć z nieco większą dozą sceptycyzmu. Nie zawsze podejmując działanie wykraczające poza nasz zakres kompetencji czy obowiązków wyjdzie nam to na dobre, ale może czasem tak będzie. Dlatego czasem nie zaszkodzi spróbować, jeśli faktycznie czujemy, że możemy zmienić coś na lepsze.

Szczególnie popieram taką proaktywność jeśli chodzi o sprawy prywatne i kwestie społeczne. Naszym pierwszym odruchem gdy pojawia się jakiś problem jest szukanie winnych wśród innych ludzi. To na pewno ta druga osoba robi źle, nie my. Zmiana podejścia i zaczęcie poszukiwań dobrych alternatyw zawsze najlepiej zacząć od siebie. Pisałam o tym już wiele razy na blogu, zachwalając proaktywne podejście do problemów. Nie zmienisz swojego partnera, ale możesz zmienić swoje zachowanie i w ten sposób znacząco poprawić sytuację, która sprawia wam problem. A w dłuższej perspektywie ta druga osoba również może wziąć z ciebie przykład i zmienić coś w sobie na lepsze - bez twojego marudzenia i obwiniania.

Bądź taką zmianą, jaką chcesz widzieć w innych ludziach. Te słowa były kiedyś moim mottem i nadal wiele dla mnie znaczą. Bo to po prostu działa.

Na nic nie mamy takiego wpływu, jak na siebie. I to właśnie w tej kwestii warto pracować. 

Druga sprawa świetnie ukazana w książce to zmiana myślenia w kwestii "KTOŚ powinien się tym zająć". Ktoś to także ja i ty. Zadanie sobie pytania: "a właściwie dlaczego to nie ja powinnam się tym zająć" kompletnie zmienia perspektywę i pozwala na faktyczne zmiany zamiast ciągłego utyskiwania, że jest źle i nikt niczego z tym nie robi. My też jesteśmy kimś. I możemy mieć wpływ, chociażby najmniejszy, na rzeczy, które nas irytują i które wymagają według nas zmiany.

Następnym razem gdy podczas spaceru zobaczysz na ziemi pustą butelkę i zastanowisz się, czemu ktoś jej nie posprząta, po prostu wyrzuć ją do kosza. Zacznij działać zamiast narzekać.

Bardzo podoba mi się także główne motto książki: 

"Wzięcie spraw w swoje ręce oznacza zauważenie problemu i podjęcie decyzji, że to właśnie ty jesteś właściwą osobą, by się z nim zmierzyć."

No właśnie - nic dodać, nic ująć.




MOJE WNIOSKI I PRZEMYŚLENIA DOTYCZĄCE PROAKTYWNOŚCI


Może was to zaskoczyć po przeczytaniu dość sceptycznej pierwszej części tego wpisu, ale proaktywność jest w pewnym sensie moim słowem kluczem na rozpoczynający się właśnie rok. Zainspirowała mnie do tego przede wszystkim lektura książki "Insight" Michała Pasterskiego a dodatkowo wzmocniło przeczytanie wspomnianego wcześniej rozdziału o motywacji w książce "Mądrzej, szybciej, lepiej" Charlesa Duhigga. 

Skąd pomysł na to, by skupić się bardzo mocno na tej właśnie dziedzinie?

Pracując z książką "Insight" zaczęłam brać na tapetę, analizować i rozwiązywać pewne problemy, z którymi już od dawna chciałam się uporać, a jakoś brakowało mi na to pomysłu i energii. Zaczęłam faktycznie działać i zobaczyłam, jak wielki wpływ taka samodzielna aktywność ma na moje życie. Zamiast zostawiać problemy na jutro, zaczęłam rozbijać je na szczegółowe pytania i przede wszystkim wcielać w życie różne rozwiązania, które przychodziły mi przy tej okazji do głowy.

Zaczęłam odczuwać poczucie wewnętrznej kontroli i sprawczości. I to faktycznie niesamowicie nakręca do dalszego działania. Zobaczyłam wreszcie, że mam bardzo duży wpływ na rozwiązanie problemów, czy osiągnięcie celów, o których marzę. Zrozumiałam wreszcie na własnych przykładach prawdziwą rolę proaktywności i to, że pora wreszcie pożegnać się z biernością w kwestii rozwoju osobistego.

Niby zawsze to wiedziałam, ale dopiero ostatnio dogłębnie to zrozumiałam i uwierzyłam, że taka postawa ma w moim przypadku sens. Gdy faktycznie zaczęłam działać w ten sposób, zaczęłam odczuwać zmiany. Poprawiłam już kilka obszarów mojego życia i mam apetyt na więcej!


Wnioski w tym temacie (przede wszystkim z książki "Mądrzej, szybciej, lepiej":

Najważniejsze jest poczucie kontroli, przekonanie, że ma się wpływ na przebieg danej sytuacji, siła sprawcza. Wiara w to, że życie zależy od nas samych. 

Wzmacnia je:

  • podejmowanie niezależnych decyzji (nawet najdrobniejszych) - należy stworzyć wybór, który da możliwość wpłynięcia na jakiś aspekt rzeczywistości. Można tak motywować zarówno siebie, jak i innych. Należy jednak uważać, by ten wybór nie był zbyt wielki, bo bardzo szybko zbyt duże pole wyboru staje się dla człowieka przytłaczające.
  • przekonanie o własnej sile wewnętrznej - opierającej się na czynnikach wewnętrznych, zależnych od nas,  nie zewnętrznych, danych nam z góry. W odniesieniu do innych (np. dzieci) - chwalenie za włożony wysiłek, nie za cechy wrodzone, takie jak inteligencja. Przykład dobrej pochwały: "widać, że dużo się nad tym napracowałeś".
  • sukcesy w samodzielnie podjętych działaniach, które, napędzają do dalszej aktywności;
  • szukanie szerszej wizji w codziennych obowiązkach, większego celu do jakiego prowadzą - zadawanie pytanie "dlaczego" np. "dlaczego powinnam to zrobić? jaki jest większy cel tego działania?", dostrzeganie w naszych działaniach świadomego wyboru;
  • uczenie się robienia rzeczy, które wykraczają w naszym mniemaniu poza nasze możliwości,
  • robienie pierwszego, małego kroku przy większych zadaniach, które mogą wydawać się przytłaczające,
  • ćwiczenie w sobie samodzielności i zaradności - proaktywne, odpowiedzialne działanie,
  • działanie, działanie i jeszcze raz działanie!

W ostatnim wpisie wspominałam wam też o tym, jak zaczęłam zapisywać wszystkie swoje aktywności, żeby wreszcie zacząć je zauważać i jednocześnie jeszcze mocniej zmobilizować się do działania. To naprawdę rewelacyjnie się sprawdza. Polecam każdemu, komu wydaje się, że stoi w miejscu.

To co, dzialamy?  :)

Komentarze

  1. Podoba mi się bardzo ta koncepcja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja miałam nie tak dawno szkolenie z zakresu proaktywności. Wyszłam z niego gotowa góry przenosic, ale życie to tylko życie, ehhh... Niemniej jednak, w chwilach gdy zamierzam być bierna, w mojej głowie rozbłyska lampka "proaktywność" i coś tam zaczynam działać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko byłoby cały czas być tak na maxa proaktywnym, ale to że czasem zapala się taka lampka to już wielki sukces moim zdaniem :-)

      Usuń
    2. Myślę, że sama proaktywność nie wystarczy, trzeba zaimplementować w siebie inne cechy tak jak - posiadanie misji w życiu, dobra ilość snu i wypoczynku, rzeczy, które usuwają z nas stres itd. Tak naprawdę bierność trafia nas jak jesteśmy "najbardziej zmęczeni"... Takie jest moje zdanie ;) Od razu Rzymu nie zbudowano.

      Usuń
  3. Koncepcja super. Wnioski same się nasuwają, a z Twoim mottem zgadzam się w stu procentach. Czemu więc wciąż się waham? Lenistwo czy strach? Myślę, że diabeł tkwi gdzieś po środku. W końcu muszę zacząć działać, bo inaczej prześpię swe życie...

    OdpowiedzUsuń
  4. "działanie, działanie i jeszcze raz działanie" podoba mi się to stwierdzenie i od 1 grudnia 2016 stosuję się do niego w 100%. Tego dnia zacząłem nową pracę i tyle zdążyłem zrobić w tym czasie ze sobą, ze swoim rozwojem jak nigdy. Praktycznie nie marnuję czasu. Nie jestem mistrzem czytania ale chyba zaopatrzę się w tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra książka to taka, która nie tylko przekazuje wiedzę ale i zmusza do refleksji. Z Twojego opisu wynika, że ta daję możliwość, by chwilę nad nią podumać...
    Dzięki za ciekawą recenzję! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bardzo często biorę wszystko w swoje ręce, czasem nawet zbyt często i próbuję zostawić jakieś sprawy tym, kto powiniem się nimi zająć, ale zazwyczaj nie mogę patrzyć na to jak oni to robią (bez staranności i odpowiedzialności) i znowu wracam do tego sama :D Nie wiem czy to mój plus, czy minus, jednak trudno mi to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jakoś sceptycznie zawsze podchodzę do tego typu poradników, trochę za bardzo kojarzą mi się z sytuacją korporacyjną, czyli treningi dla tzw. coutchów... Jednakże chętnie spojrzę w tych jakże trudnych czasach, niespokojnych...

    OdpowiedzUsuń
  8. I to właśnie wewnętrzna motywacja "do", a nie "od" jest powodem, dla którego ludzie zakładają swoje biznesy. Może nie wiadomo czego jeszcze nie osiągnąłem, ale mam za co żyć i generalnie nie wyobrażam sobie że dzień za dniem przepuszczam przez palce. A znam sporo mądrych, ale biernych osób, które decydują się na to, co im życie przyniesie. A na ogół nie przynosi nic, bo samo nic się nie zdarza.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wzięłam sprawy w swoje ręce już kilka lat temu;) zdecydowałam się rozpocząć własny biznes i stać się kobietą sukcesu;) zaczęłam od małej pożyczki, a teraz mamy już 3 filie w mieście;) jestem żywym przykładem na to, że warto inwestować w siebie i swój rozwój.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty