Perełki czerwca

Wiem, że już prawie połowa lipca, ale czas teraz tak szybko leci...

Ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale! :)


SERIAL

Pierwszy serial, który chciałabym wam polecić to "3%" Netflixa - możecie nieco się zdziwić, gdyż jest to produkcja brazylijska. W pierwszym odcinku mocno wyczuwałam ten klimat i nie do końca mi to odpowiadało, dlatego zrobiłam sobie ponad miesięczną przerwę. Jednak dałam temu serialowi drugą szansę i to była dobra decyzja. Od drugiego odcinka naprawdę mnie wciągnął.

Serialowa wizja świata to podział na 97% ludności, która żyje w totalnej biedzie, głodzie oraz 3% wybrańców, którzy poprzez przejście Procesu (testów) trafiają na Wyspę, jawiącą się niczym raj. Każdy młody człowiek po ukończeniu 20 roku życia przechodzi przez wspomniane wcześniej testy i to właśnie jeden z takich Procesów możemy oglądać w pierwszym sezonie serialu. Nie chcę zdradzać fabuły, po prostu zobaczcie pierwsze odcinki.

Zdecydowanie czekam na drugi sezon!



Jeśli zaś lubicie seriale historyczne, mogę polecić wam również miniserial BBC - "37 days". Ma zaledwie trzy odcinki, ale w bardzo ciekawy sposób pokazuje ostatnie dni przed wybuchem I wojny światowej. Ciekawy dlatego, że praktycznie cała akcja rozgrywa się w dyplomatycznym środowisku i z takiej też perspektywy poznajemy cały ciąg zdarzeń, które doprowadziły do tego konfliktu zbrojnego. Warto zobaczyć.


PIELĘGNACJA

W mojej pielęgnacji zaszły dwie główne zmiany, którymi naprawdę warto się podzielić ze światem!

Pierwsza z nich to większe skupienie się na tonizowaniu skóry. Zawsze byłam pielęgnacyjnym leniem. Skracałam do minimum czas przeznaczony na wklepywanie w siebie różnych specyfików. Jak łatwo się domyślić, unikałam też toników, co było sporym błędem.

Tonizowanie skóry zaraz po jej oczyszczeniu reguluje jej pH i świetnie przygotowuje do dalszych etapów pielęgnacji. Naprawdę widzę różnicę w kondycji mojej skóry od czasu, gdy sumiennie zaczęłam używać toniku i wody termalnej. 

Co istotne, nie nakładam toniku na wacik, tylko wylewam kilka kropel w zagłębienie dłoni i wklepuję w twarz. Myślę, że jest to dużo lepszy sposób na zastosowanie różnego rodzaju toników, hydrolatów itp. Wkrótce wypróbuję też na pewno maseczkę tonikową polecaną przez Nissiax83. 

Bardzo polubiłam też wodę termalną Uriage. Myślę, że już na stałe dołączy do mojego pielęgnacyjnego zestawu.

PS. Nie mam na myśli konkretnie poniższego toniku, tylko tonizowanie skóry ogółem. Na swoją kolej czeka u mnie tonik hibiskusowy z Sylveco, mam nadzieję, że okaże się moim ulubieńcem.


I druga kwestia to oczywiście oleje, a raczej jak na razie jeden olej - z pestek śliwki, o którym wspominałam już w debiutanckich 'rzeczach w kapsułce'. Cudowny! 




A, jeszcze jedna rzecz! (Dla większości pewnie będzie to oczywistość).

Zawsze uważałam, że nie potrafię malować paznokci. Oczywiście nie używałam ani bazy, ani top coatu. Więc całość faktycznie nie wyglądała atrakcyjnie.

Rok czy dwa lata temu z ciekawości kupiłam top coat (Sally Hansen, Miracle Gel) i przepadłam. +100 do wyglądu i trwałości manikiuru. To był pierwszy przełom.

W czerwcu kupiłam też po raz pierwszy bazę pod manicure (Essie, Grow stronger) i to był kolejny strzał w dziesiątkę. Jeśli uważacie, że wasz manicure wygląda nieciekawie lub jest nietrwały, naprawdę spróbujcie wykonać go w całości: baza + 2 warstwy lakieru + top coat (obecnie używam Sally Hansen, Insta-dri - również świetny!) Zdecydowanie, tak jak ja, zobaczycie różnicę.


RYTUAŁY

W czerwcu postanowiłam wreszcie odpowiednio przyłożyć się do parzenia herbaty - poczytać o dobrej technice i przede wszystkim zacząć wdrażać te informacje w życie. I powiem wam, że naprawdę czuć różnicę w smaku naparu.

Co zmieniłam? Odmierzanie odpowiedniej temperatury wody oraz wagi liści herbaty.

Już od dość dawna (a dokładnie od warsztatów kawowych) ważymy dokładnie kawę przed jej zaparzeniem, pilnując klasycznej proporcji - 6 g kawy na 100 ml wody. Zazwyczaj wsypujemy więc 18 g kawy do naszego drippera (używamy ceramicznego V60 - bardzo polecam!) i zalewamy ją 300 ml wody w temperaturze od 90 do 95 stopni Celsjusza. 

Oczywiście dbamy też o pre-infuzję, czyli wstępne zalanie kawy jak najmniejszą ilością wody na ok. 30 sekund, by napęczniała oraz odpowiedni czas całkowity zaparzania - my zazwyczaj zaparzamy ją ok. 4 minuty. Oczywiście to nie jest żadna sztywna reguła. Wszystkie parametry (jednak zdecydowanie nie wszystkie naraz - najlepiej zawsze tylko jeden) warto modyfikować, tak żeby uzyskać najlepszy dla siebie efekt smakowy. Zawsze zalewamy też kawę kolistym ruchem.

Wiem, że to wszystko brzmi dość skomplikowanie, ale szczerze mówiąc robimy już to wszystko z automatu i naprawdę nie zajmuje to jakoś specjalnie większej ilości czasu. 

Ale do rzeczy, bo miało być przecież o herbacie. 

Postanowiłam w analogiczny sposób zaparzać herbatę. Dowiedziałam się, że za standardową proporcję w przypadku herbaty można przyjąć 1g herbaty na 100 ml wody. Temperatura w zależności od rodzaju herbaty, ja najczęściej piję zieloną, także bazuję na przedziale 70-80 stopni Celsjusza. Pilnuję też czasu zaparzania - 2 do 3 minut dla herbaty zielonej.

Jakieś specjalne sprzęty? Czajnik z ustawianiem temperatury (ps. baaaardzo przydatny przy niemowlakach karmionych mlekiem modyfikowanym) oraz najzwyklejsza elektroniczna waga kuchenna. 

A na zdjęciu akurat inna herbata - pakowana w torebkach, ale naprawdę przepyszna. Jest to słynna Yogi Tea, smak Green Energy. Jestem bardzo ciekawa również innych smaków herbat tej marki. Na pewno kupię jeszcze kilka z nich.


Drugi rytuał, który jest już ze mną od jakiegoś czasu to dalsze codzienne testowanie jednego koktajlu z książki "Zielone koktajle". Chyba już się od nich uzależniłam!

Uwielbiam te blenderowe eksperymenty. Codziennie coś innego, jednak zawsze super-zdrowego. Świetna opcja na przemycenie większej ilości warzyw, owoców i różnych superfoods do swojej diety. Gdy kończę jeden koktajl już nie mogę doczekać się następnego dnia, żeby znowu namieszać coś nowego!



No i trzecia rzecz - owsiankowe śniadania. O przepraszam, płatkowe. Bo w mojej kuchni pojawiło się ostatnio bardzo dużo różnych płatków - orkiszowe, żytnie, jaglane. Nie zasmakowały mi jedynie gryczane, ale to dlatego, że po prostu ich smak kojarzy mi się z bardziej wytrawnymi daniami. 

Które najlepsze? Chyba jednak owsiane. Szukałam informacji o wartościach odżywczych różnych rodzajów płatków i ogólne wnioski również były takie, że np. w porównaniu do płatków orkiszowych i żytnich, w przeważającej większości kryteriów najwięcej dobrych składników mają w sobie właśnie płatki owsiane. Dla zainteresowanych link do całego zestawienia

Nie da się jednak ukryć, że bardzo smakują mi też płatki orkiszowe i żytnie. Trochę różnorodności nigdy nie zaszkodzi. 

  


LINKI

  • Zaczęłam w tym miesiącu korzystać ze strony Refunder. Jest to super opcja, by odzyskać określony procent wartości naszych internetowych zakupów. Pierwsze złotówki już zasiliły moje konto. Sprawdźcie koniecznie, bo wybór sklepów należących do programu jest naprawdę imponujący (m.in. Zalando, Aliexpress, Empik, Booking.com, Mulitkino i ponad 600 innych bardzo popularnych witryn). To czysty zysk, jeśli i tak planujemy zakupy w danym sklepie. Polecam zainstalowanie wtyczki do przeglądarki, która na bieżąco informuje nas, czy wyszukiwany przez nas sklep należy do programu. Jeśli zarejestrujecie się na stronie przez podany przeze mnie link i zrobicie zakupy za min. 50 zł, dostaniecie dodatkowe 10 zł na swoje konto programu. Ja również otrzymam wtedy taką samą kwotę. 




Komentarze

  1. Zielone koktajle kojarzą mi się z domem. Moja mama ma tą książkę i jak tylko mamu chwilę wolnego to szukamy nowych przepisów i testujemy:)
    Co do toników też zaczęłam używać dopiero w tym roku! :o efekt zniewalajacy:d
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fajnie :) Może też namówię mamę na picie takich miksów :)
      Co do toników: niby taka oczywistość, a jakie odkrycie! :)

      Usuń
  2. Zainspirowałaś mnie do tej herbaty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Serial ma niezłą fabułę;)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gorąco polecam toniki z Lush - są dosyć drogie, ale mają atomizer, więc używa się dokładnie tyle, ile trzeba, i starczają na długo. Naturalne i naprawdę działają - też wcześniej nie używałam, ale od tych się uzależniłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, toniki z atomizerem to jest świetny patent. Ja akurat nie używam Lusha tylko hamamelisowy tonik z Evree, który bardzo polecam, bo skóra po nim nie jest napięta, co zdarzało mi się po stosowaniu innych toników.

      Usuń
  5. Wow, nigdy nawet nie używałam toników z atomizerem - coś jest chyba ze mną poważnie nie tak. Dziękuje za fajny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dziękuję za miłe słowa! Buźka! 😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Piję stanowczo za mało herbaty :)
    Pozdrawiam Hania

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja kocham płatki ryżowe gotowane na wodzie, potem nieco odsączone i połączone z dużą ilością jogurtu naturalnego i owocami, mmniaaam. Badzo smakują mi też jaglane. Orkiszowych i żytnich jeszcze nie próbowałam. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty