Chillout 4. Rozkoszny weekend w SPA
Pomysł na wyjazd do SPA narodził się w naszych głowach dość spontanicznie. W miniony weekend obchodziliśmy naszą szóstą rocznicę i w ramach wspólnego prezentu myślałam o jakimś kilkudniowym wyjeździe. Wtedy On wpadł na genialny pomysł. Zaproponował wyjazd do SPA. Mimo, że już od bardzo dawna marzyłam o takim weekendzie, teraz - w czasie trwania projektu Chillout - nadarzył się na spełnienie tego marzenia wręcz idealny moment!
Szybko przeprowadziliśmy internetowy research i już po 20 minutach wiedzieliśmy gdzie chcemy spędzić ten czas. Na miejsce wyjazdu wybraliśmy rezydencję Proharmonia w Lądku zdrój (ps. to nie jest wpis sponsorowany). Zachwyciły mnie przeglądane na stronie bajeczne pokoje - każdy w zupełnie innym, oryginalnym stylu. Czułam, że to miejsce ma duszę. I nie pomyliłam się.
Byłam bardzo ciekawa, czy po pobycie w SPA naprawdę będę tak zrelaksowana, wypoczęta jak wszędzie jest to opisywane. Harmonia, relaks, spokój, wyciszenie - brzmi cudownie. Ale nie do końca wierzyłam w takie efekty kilkudniowego wyjazdu.
Ten weekend totalnie rozwiał moje wątpliwości. Mimo, że mieliśmy zagwarantowanych tak wiele atrakcji, że ciężko było się z nimi wszystkimi wyrobić (!) to były najprzyjemniejsze 'zadania' w moim życiu.
Przez te trzy dni całkowicie odcięłam się od rzeczywistości - zapomniałam o wszelkich obowiązkach, terminach, rzeczach do zrobienia. Pierwszy raz żyłam tak mocno obecną chwilą. Po zabiegach kładłam się zrelaksowana na łóżku i nie robiłam kompletnie nic. Po prostu z błogim uśmiechem rozkoszowałam się niesamowitym uczuciem rozluźnienia, ciałem otulonym w zapachy olejków.
Podczas tych trzech dni miałam przyjemność skorzystać z trzech różnych masaży (to zresztą osobny punkt na mojej chilloutowej liście). Tajemniczo brzmiący masaż misami tybetańskimi, masaż klasyczny oraz masaż gorącymi kamieniami. Celowo wybraliśmy pakiet, który skupiał się na masażach, a nie innych zabiegach. Jest to coś, czego nigdy dotąd nie próbowaliśmy. A to właśnie masaże słynną ze swoich rozluźniających właściwości.
Spodziewałam się, że to może być relaksujące doświadczenie, ale nie podejrzewałam, że aż tak! Wszystkie trzy masaże były przyjemne, ale ten z wykorzystaniem gorących kamieni był prawdziwą ucztą dla zmysłów. Ciepłe, aromatyczne olejki, gorące kamienie, magia dotyku i relaksującej muzyki. Jeszcze przez kilka godzin po zakończeniu masażu czułam się jak w raju.
Oprócz dość oczywistego relaksu wynikającego z przeprowadzonych zabiegów, całe otoczenie wpływało na to, że w takim miejscu hasło 'celebracja życia' nabiera innego wymiaru. Przepiękne pokoje, łóżko z baldachimem, cytrusowa sauna, jacuzzi na świeżym powietrzu, uroczyste kolacje przy świecach, pięknie podane posiłki, filiżanka melisy przed snem - dbałość o najmniejsze szczegóły. Dla osoby czerpiącej pozytywną energię z piękna, jest to coś naprawdę niezwykłego.
Nigdy nie pomyślałabym, że napiszę takie słowa, ale te trzy dni były jednymi z najpiękniejszych w moim życiu. Dwutygodniowe wczasy w ciepłych krajach nie zadziałały na mnie tak relaksująco, jak te kilka dni spędzonych po prostu w hotelu. Mam nadzieję, że takie grudniowe wypady do SPA staną się już naszą stałą tradycją. Powoli zaczynam poszukiwania kolejnego tak magicznego i bajkowego miejsca, chociaż poprzeczka została ustawiona przez Proharmonię wyjątkowo wysoko.
To był chyba najprzyjemniejszy 'eksperyment' w czasie projektu Chillout, chociaż kto wie, co jeszcze może mnie zaskoczyć...
Zobacz też mój profil na Facebooku
Obserwuj Happyholic na BlogLovin
Marzy mi się taki wypad...
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za realizację tego marzenia - naprawdę warto :)
UsuńNo mnie przekonałaś bez dwóch zdań, że warto!
UsuńChyba muszę przejrzeć ofertę jakiegoś pobliskie SPA, bo już samo czytanie Twojej relacji bardzo mnie zrelaksowało :)
OdpowiedzUsuńO tak! Bardzo, bardzo polecam :)
UsuńJak zachęcająco napisałaś o tym spa! :-)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że tak Ci się podobało! ja kocham SPA i właściwie co roku do jakiegoś jeżdżę, więc jak będziesz chciała to mogę Ci podsunąć kilka sprawdzonych adresów, ale raczej w północnej części kraju. A co do masaży - też je kocham! w te wakacje pierwszy raz miałam masaż gorącymi ziołowymi stemplami - jak będziesz miała kiedyś okazję to wypróbuj, bo jest to naprawdę rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńNo właśnie wszyscy mają sprawdzone miejsca na północy Polski, a ja mieszkam na drugim krańcu Polski :) Ale i tak sprawdzone adresy się przydadzą - zawsze można połączyć taki wypad z urlopem wakacyjnym :) Będę wdzięczna za maila z rekomendowanymi przez Ciebie miejscami!
UsuńPS. Masaż gorącymi stemplami uwielbiam już z samej nazwy - to MUSI być megaprzyjemne :)
W sumie na południu też byłam w jednym SPA - to był mój pierwszy raz, więc wspominam z sentymentem ;) Ale to już Ci napiszę szczegóły w emailu!
UsuńMiejsce piękne, zazdroszczę i zaczynam zbierać na podobny wypad :)
OdpowiedzUsuńO kurczę, z moim leniuszkiem moglibyśmy się tak wychillować po zbliżającej się sesji! Musimy to przemysleć :)
OdpowiedzUsuńJako odpoczynek po sesji - naprawdę świetny pomysł :) Można się totalnie odciąć od całego stresu :)
UsuńSkutecznie mnie zachęciłaś do takiego wyjazdu, chyba sama się skusze z moim niemężem (:
OdpowiedzUsuńile bym dała, żeby teraz gdzieś tak wyskoczyć!:))
OdpowiedzUsuńChciałabym sie kiedyś wybrać na weekend do SPA
OdpowiedzUsuńMarzy mi się SPA, a po przeczytaniu Twojego posta to jeszce bardziej mi się marzy!
OdpowiedzUsuńJa mam 7 rocznicę związku juz w lutym... moze też wybierzemy się do SPA ? :) bardzo mnie zaciekawiłaś i zainspirowałaś tym wpisem :)
OdpowiedzUsuńNo to idealna okazja - nie będziecie żałować! :)
UsuńAh sama też bym sie wybrała do SPA
OdpowiedzUsuńSuper :) Czasami trzeba się dopieścić, a zima do tego jest idealną porą roku :)
OdpowiedzUsuńCudnie! Taki wypad był naszym pomysłem na wypad poślubny. Niesamowite,jak potrafi zrelaksować! Polecam ośrodek w Chlewiskach :)
OdpowiedzUsuńpięknie musi tam być :)
OdpowiedzUsuńmąż na naszą rocznicę ślubu również mnie zabrał do SPA :D
ale świetny wypad :)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak uciec na chwilę od wszystkiego ;)
OdpowiedzUsuńsiebie i MI średnio sobie wyobrażam w takim miejscu, ale w opowieściach brzmi świetnie :)
OdpowiedzUsuńTen post jest przepełniny relaksem i błogością, dzięki zdjęciom i dokładnymi opisami aż sama się poczułam jakbym tam była. Świetny post, pozdrawiam bardzo ciepło. :)
OdpowiedzUsuńSprawiłaś, że nie mogę się doczekać własnej rocznicy! A to dopiero w maju :((
OdpowiedzUsuńWyjazd marzenie!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nigdy nie byłam w SPA ale chętnie bym sobie tak odpoczęła:)
OdpowiedzUsuńale Wam zazdroszczę! :) my wpadliśmy na podobny pomysł, ale że rocznica w miesiącach ciepłych, to i wtedy był wyjazd, choć przyznam, że spa w sierpniu, a w grudniu to kolosalna różnica. chętnie poodpoczywałabym kiedy za oknem zimno :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zastanawiałam się nad tym i też chyba ogólnie skłaniałabym się bardziej ku zimowym wyjazdom :) Wtedy te wszystkie rozgrzewające zabiegi itd mają zupełnie inny wymiar :)
UsuńZazdroszczę takiego weekendu, oj mi też by się przydał :)
OdpowiedzUsuńale cudownie
OdpowiedzUsuńOd dawna marzyłam o takim wyjeździe. Może czas taki zorganizować w urodziny :D
OdpowiedzUsuńWszystko to wydaje się takie cudowne... choć nie ukrywam że od razu pojawia mi się w głowie pytanie: czy mnie na to stać? Wiem, może zabrzmi to mniej entuzjastycznie niż poprzednie komentarze... Ale ja naprawdę bardzo bym chciała coś takiego przeżyć, i to nie raz! :) tylko że w głowie zapala się lampka, gdy myślę o kosztach. zwłaszcza że jak już bym miała jechać do takiego miejsca, to przecież nie tylko po to żeby nocować i pójść na jeden masaż - to już bym chciała zaszaleć :) oczywiście, gdybym np. zamiast na tydzień w góry pojechała na dwa dni do spa, to może wyszłoby podobnie. ale czy dwa dni zastąpią tydzień? do tej pory sprawa była dla mnie prosta: jeśli wchodzę na czerwone wierchy, to wszystko co tam przeżywam jest dostępne dla mnie tak samo jak dla tych co nocują w kilkugwiazdkowych hotelach, mimo że głównym kryterium mojego noclegu była cena. a tutaj sytuacja wygląda już nieco inaczej...;)
OdpowiedzUsuńale skoro Ty polecasz to może się przekonam :)
M.
Wiem o czym piszesz. W ubiegłym roku zafundowaliśmy sobie podobny wypad - świetna sprawa!
OdpowiedzUsuńNie do końca jest to takie super miejsce.
OdpowiedzUsuńWielki plus jedzenie świetne, wyszukane.
Wielki minus snobistyczne posiadówki w biblotece, nie do końca to wszystkim pasuję taki rodzaj integracji.
I kontrowersyjna "królowa Margo", wraz z mężem i psami.
Z tego co widze, spodobałoby mi sie tam. Zresztą relaks by mi się przydał
OdpowiedzUsuń