Chillout 12. Internetowy logout - jak wrócić do prawdziwego życia

 

Nie przesadzę twierdząc, że ten wpis obrazuje jedną z najbardziej przełomowych zmian w moim życiu. Minęło zaledwie kilka dni od początku mojego internetowego wyzwania i od pierwszych chwil czuję niesamowity wzrost jakości mojego codziennego życia. To wszystko brzmi jak okropne frazesy i banały, ale od kilku dni czuję, że żyję. Ale od początku.

W ramach chilloutowych eksperymentów postanowiłam popracować nad swoim przywiązaniem do Internetu, albo nie owijając w bawełnę - z moim nałogiem. Przez ostatnie kilka lat swojego życia niemalże codziennie marnowałam bardzo dużo czasu na bezcelowe przeglądanie kolejnych stron, odświeżanie skrzynki pocztowej, sprawdzanie co nowego na Facebooku. Często robiłam to zupełnie bezmyślnie, bez żadnego zastanowienia.

Moim pierwszym odruchem po przyjściu z pracy było zawsze odłożenie torebki i włączenie komputera. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że marnuje w ten sposób naprawdę cenny wolny czas. Postawiłam na radykalne zmiany, których efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania.


 1. Wirtualne porządki

Przez wprowadzeniem jakichkolwiek poważnych zmian postanowiłam zrobić generalny porządek na moim komputerze. Nie ma w końcu nic przyjemniejszego niż praca na czystym pulpicie, bez zbędnych ikon, z przyjemną tapetą w tle. No może oprócz pustej skrzynki mailowej, która już w ogóle wprowadza niesamowitą harmonię w ten obszar naszej codzienności.

W tej kwestii nie wymyśliłam praktycznie niczego nowego, skorzystałam z dokładnie tych samych kroków, które opisywałam szczegółowo w poście "Wirtualne odkurzanie czyli jak opanować komputerowy bałagan". Po dokładnym uporządkowaniu wirtualnego bałaganu zajęłam się konkretnymi zmianami i postanowieniami...


2. Nie zaczynam dnia od włączenia komputera

Bardzo często zaraz po obudzeniu i wyjściu z wanny miałam nawyk włączania komputera. Żeby poczytać maile, zobaczyć co ciekawego słychać na innych blogach, na Facebooku.

Postanowiłam zupełnie z tego zrezygnować i przeznaczyć ten czas na prawdziwe życie. Smaczne, spokojne śniadanie, powolny makijaż i spokojne przygotowywanie się do wyjścia zamiast zdarzającego mi się czasem pośpiechu (coraz rzadziej, ale jednak). Wcześniejsze wychodzenie z domu do pracy dzięki czemu nie muszę modlić się o zielone światła na drodze. Niby nic wielkiego, a jednak nie jestem bombardowana przeróżnymi informacjami i wiadomościami od samego przebudzenia. Pierwszy raz sprawdzam maila dopiero w okolicach południa.


3. Koniec z ciągłym sprawdzaniem maili i Facebooka

Do tej pory miałam fatalny nawyk marnowania bardzo dużej ilości czasu na ciągłym odrywaniu się od tego co robię i sprawdzaniu maili, wiadomości na facebooku itd. Postanowiłam wprowadzić diametralne zmiany i od kilku dni otwieram swoją skrzynkę odbiorczą najwyżej trzy razy dziennie. Tak samo z Facebookiem czy komentarzami na blogu. 

Zamiast ciągłej, bezsensownej czujności postawiłam na jakość. Od pewnego czasu sprawdzam te wszystkie rzeczy tylko kilka razy w ciągu dnia, ale wtedy poświęcam się tylko temu. W ten sposób spędzam na tych zadaniach dużo mniej, ale za to dużo bardziej wartościowego czasu.


4. Świadome spędzanie czasu w Internecie

Za chwilę pomyślicie pewnie, że oszalałam. Jestem blogerką a wygaduję jakieś brednie o odcięciu się od Internetu. Prawda jest jednak taka, że moje zmiany w tej kwestii idą w zupełnie innym kierunku.

Uwielbiam Internet, możliwości jakie oferuje, wszystkie inspiracje do jakich mam dzięki niemu dostęp. Lubię spędzać czas czytając ciekawe artykuły, przeglądając ulubione blogi, pisząc własne teksty. Bynajmniej nie zamierzam z tego wszystkiego zrezygnować - wręcz przeciwnie - zaczynam nadawać tym wszystkim czynnościom znacznie wyższą jakość.

Nadal spędzam codziennie pewną ilość czasu korzystając z komputera czy Internetu. Robię to jednak świadomie - i to jest największa zmiana w moim dotychczasowych nawykach w tym obszarze.

Nie otwieram impulsywnie przeglądarki za każdym razem, gdy tylko chcę coś sprawdzić albo zwyczajnie nudzi mi się i chcę sobie poprzeglądać losowe strony. W ciągu dnia zapisuję w Evernote różne rzeczy jakie mnie zainteresowały, zainspirowały i które chciałabym bardziej zgłębić szperając na ten temat w Internecie. Wieczorem włączam komputer i świadomie przeznaczam na to swój czas. 

Oprócz tego gdy chcę sobie po prostu poprzeglądać blogi, nazywam w myślach ten czas powiedzmy 'internetowym relaksem' i poświęcam się tylko temu. Ale nie 20 razy dziennie tylko raz. Nie przełączam bezmyślnie kolejnych stron tylko czytam to, co naprawdę mnie zainteresuje.

Dzięki temu codziennie mam kilka godzin więcej czasu dla siebie - naprawdę nie przesadzam.


5. Zapisywanie haseł do późniejszego sprawdzenia

 Chciałam dodatkowo zaakcentować ten punkt, bo to moim zdaniem naprawdę dobry pomysł. Zapisanie hasła w notatniku czy aplikacji zajmuje sekundę, sprawdzenie go od razu może przeciągnąć się na nawet kilkugodzinne posiedzenie. Wszystkie rzeczy sprawdzam teraz praktycznie tylko raz dziennie. Ogromna oszczędność czasu i energii. 

6. Wyłączam komputer zawsze gdy z niego nie korzystam

Do niedawna - tak jak wcześniej pisałam - wracałam z pracy, odpalałam komputer i tak sobie pracował do samego wieczora gdy wreszcie wyłączałam go i kładłam się do łóżka. Dopiero teraz dociera do mnie na jakim priorytetowym miejscu umieściłam go w swoim życiu.

Wydawało mi się, że tak jest wygodnie. Po co ciągle włączać go na nowo, gdy tylko chcę sprawdzić jedną drobną rzecz. Ale sprawdzenie "jednej drobnej rzeczy" często kończyło się kolejnymi kilkudziesięcioma minutami spędzonymi na zupełnie bezcelowym przeglądaniu kolejnych stron.

Teraz wyznaczam sobie dokładnie czynność, jaką chcę wykonać przy użyciu komputera (pisanie pracy, pisanie artykułów, 'internetowy relaks', przeglądanie zapisanych  ciągu dnia haseł) i gdy skończę od razu wyłączam komputer. To jedna z najskuteczniejszych zmian, jaką wprowadziłam.

Bo włączenie komputera od nowa jednak trwa. A przecież gdy już koniecznie muszę coś sprawdzić, mogę zrobić to na smartfonie. Dużo szybciej i nie grozi zapętleniem się w przeglądanie kolejnych stron, bo jednak na małym ekranie nie jest to takie kuszące.


7. Kontrolowanie czasu spędzanego w sieci

 Nic nadzwyczajnego - ustawiam timer np. na 30 minut dla samokontroli, żeby nie pogrążyć się w niekończącym przeglądaniu kolejnych stron. Dźwięk alarmu przywołuje mnie do porządku i w wymierny sposób pokazuje mi ile czasu spędzam w wirtualnej rzeczywistości. Dzięki temu dużo łatwiej podjąć świadomą decyzję, żeby w danym dniu już zwyczajnie przystopować i zająć się 'prawdziwymi', dużo przyjemniejszymi rzeczami.

Pomocne jest również narzędzie RescueTime - monituruje czas jaki spędzamy na różnych stronach, przyporządkowując je według naszego uznania do czasu bardziej lub mniej produktywnego. Przyznaję, że przejrzenie własnych statystyk w tym obszarze działa jak kubeł zimnej wody.


8. Lista realnych czynności zastępujących czas spędzany w sieci

Ten punkt może wydać się komuś absurdalny, ale wcale taki nie jest. Teoretycznie mamy tyle rzeczy do zrobienia, że na wszystko brakuje nam czasu. A jednak bardzo sporo wolnych chwil marnujemy na 'comfort time' w sieci. Gdy tego wszystkiego zabraknie, warto zrobić sobie zwyczajną listę rzeczy, które możemy robić zamiast siedzenia w Internecie. Brzmi trochę pzeażająco, ale naprawdę w pierwszym momencie gdy wyłączyłam komputer nie wiedziałam co z sobą zrobić...

W następnym wpisie planuję opublikować obszerną listę naprawdę fajnych rzeczy, które można robić, jeśli zrezygnuje się z wielogodzinnych posiedzeń przy komputerze (pewnie trochę na poważnie a trochę z przymrużeniem oka). Potem w zasadzie wystarczy wyłączyć komputer i... zacząć żyć naprawdę.


Efekty

Chociaż mój eksperyment dopiero się rozpoczyna, to tak jak wcześniej wspominałam już teraz kompletnie zmienił on moje życie. Mam czas na wyjście na spacer czy na lodowisko. Mam czas na rozmowy, wspólne ćwiczenia (!) z mamą. Mam czas na czytanie książek. Zaczęłam wszystko robić naprawdę świadomie, wolniej. 

Można chyba powiedzieć, że wyjątkowo pozytywnym efektem ubocznym tego wyzwania jest prawdziwa celebracja życia. Próbowałam kultywować ten zwyczaj na tyle różnych sposobów, podczas gdy najskuteczniejszym okazało się po prostu nawiązanie zdrowej relacji z Internetem. 

Pierwszy raz piszę post na bloga i... naprawdę go piszę. Nie przeglądam w tym czasie innych stron, nie przewijam w międzyczasie kolejnych postów na Facebooku. Po prostu piszę. I tak jest praktycznie z każdą inną czynnością. Znowu polecę banałem, ale trudno - realne życie naprawdę jest znacznie ciekawsze niż wpatrywanie się w ekran monitora.

 

Niechcący usunęłam wszystkie komentarze z ostatniego tygodnia - w tym ponad 60 pod tym postem. Niestety nie da się ich przywrócić...

Komentarze

  1. Mi bardzo pomogła w odcięciu się od internetowego nałogu żona i dziecko. :)
    Ilekroć siadałem do czegoś istotnego żona o coś prosiła a młody dopominał się o chwilę uwagi. Spowodowało to że coraz częściej zostawiałem komputer w biurze a maila czy FB od czasu do czasu sprawdzamy na tel. No i podobnie jak Ty - wróciłem do czytania książek! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że to zaprocentuje w przyszłości :) Ostatnio widzę tyle ludzi - w tym rodzin - którzy są razem, ale w sumie osobno. Każdy zapatrzony w swojego tableta/smartfona. Kompletne przewartościowanie wartości. A przecież tak fajnie po prostu porozmawiać, pobyć razem, poczytać wspólnie książki... :)

      Usuń
  2. Internetowy nałóg dotyka wielu z nas, niestety. Ja osobiście także staram się wyłączyć komputer np przy porządkach w domu by co chwilę do niego nie podchodzić - bo jak wiadomo zawsze się znajdzie coś coś można sprawdzić. Przed wychodzeniem z domu jeśli jest to do godziny 10 też nigdy nie włączam komputera. Trzeba z tym wlaczyć chociązby małymi kroczkami i oszczędzać nasze biedne oczy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - ja gdy nie wyłączę komputera, praktycznie na pewno do niego zajrzę - "na chwilkę". Dlatego bardzo dobrze się u mnie sprawdziło właśnie jego wyłączanie, gdy tylko skończę pracę lub cokolwiek innego, co na nim robię.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy wpis.... od dawna próbuje zyc wlasnie wedlug takiego planu. Internet ma swój czas, a prawdziwe zycie swój. I ot tak otrzymalam kilka godzin esktra kazdego dnia do nauki i zabawy z psem :)
    Pozdrawiam serdecznie i zycze powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie patrzeć takie świadome odcięcie się od zbyt długiego przesiadywania na Internecie może faktycznie dać kilka godzin dodatkowego czasu dziennie, nie mówiąc już o zliczeniu tego czasu w skali miesiąca czy roku! Warto :)

      Usuń
  4. Boję się przeczytać ten post, bo jak go przeczytam - uwierzę, że przedstawiasz w nim jedyną słuszną drogę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "O, nie", przeczytałam. Masz bardzo dużo racji, Internet wciąga nas jak wir, bo zawsze jest tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia, sprawdzenia, przeczytania. Prawdziwe życie też takie powinno być - tyle miejsc do odwiedzenia, ludzi do spotkania, aktywności do spróbowania... Sama wiele razy łapię się na bezsensownym oglądaniu Internetu, jeszcze w tle idzie gdzieś telewizor, a w międzyczasie jeszcze piszę smsa = na żadnej z tych czynności nie mogę się skupić na 100% i szatkuję moją uwagę. A komputer hula cały czas... przeglądam strony jak rozmawiam przez telefon, jak gotuję w kuchni... wariactwo. Czas z tym skończyć.

      Usuń
    2. Ja rozpoczęłam w tym obszarze kompletną rewolucję, zresztą wszystko już przeczytałaś we wpisie :) Mogę powiedzieć jedno - czuję jakbym przechodziła powoli na 'wyższy level' w życiu - w końcu jest takie... prawdziwe, pełne smaków, kolorów... :)

      Usuń
  5. Kurcze, uwielbiam Ciebie za to, że jesteś tak niesamowicie inspirująca, i że potrafisz taki "kubeł zimnej wody" wylać człowiekowi na głowę -przydaje się!
    Ja niestety jestem uzależniona od internetu, ale dzięki Tobie coś na pewno z ty zrobię!
    A no i czekam na listę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlatego ja nie mam instagramu, nie lacze mego bloga z facebookiem, im mniej takich gadzetow tym lepiej. Moze jestem w ten sposob mniej na czasie, ale za to mam wiecej czasu na zewnatrz :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie problemem jest to, że mój zawód wymaga ode mnie praktycznie ciągłego bycia pod mailem ;(

    OdpowiedzUsuń
  8. od meila jestem uzależniona.
    Bardzo ciekawy blog, na pewno zostanę tutaj na dłużej
    letmelook.blogspot.com, miło będzie jak zajrzysz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja muszę mieć czysty pulpit! Nie ma innej opcji! Nie wyobrażam sobie mieć zawalony jak to niektórzy mają, tragedia! U mnie ciężko z ograniczeniem laptopa, wiem, że powinnam, bo ostatnio bardzo mało czytam, ale niestety, teraz nawet wszystko na uczelnie wykonuję na laptopie :( Powodzenia! Też się postaram ograniczyć swój czas w internecie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Popieram w pełni, inspirujący post:) Bardzo lubię Twojego bloga i Twoją pogodę ducha:) Na pewno wrócę:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawy post i rzeczywiście coś w tym jest pomimo iż na codzień nie zwracamy na to uwagi.
    Ostatnio nawet podczas powrotu z zakupów całą drogę spędziłam na przeglądaniu różnych stron, dopiero mój partner uświadomił mi że coś jest nie halo... Lęk przed byciem offline?
    Mnóstwo czasu spędzam przy bezowocnym odświeżaniu poczty, fb, blogów...
    Najwyższy czas coś zmienić :)
    Pozdrawiam,
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta notka dała mi trochę do myślenia.... też co chwila sprawdzam fejsa, bloga, maila... a potem mowie "kurde, nie mam kiedy skonczyć ksiazki" ...

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak jest chociaż jeden dzień bez neta musi być :)

    OdpowiedzUsuń
  14. jak realizacja po 8 miesiącach?

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo dobry post, dał mi do myślenia i postaram się teraz ograniczyć czas siedzenia przed kompem bo czuję że życie mi przepływa przez palce

    OdpowiedzUsuń
  16. Super pomysły. Muszę niektóre wcielać w życie

    OdpowiedzUsuń
  17. I jak udała się realizacja tego projektu?

    OdpowiedzUsuń
  18. Super! Sama muszę niektóre pomysły wdrożyć we własną codzienność i zdecydowanie ograniczyć bycie online, choć to wcale nie takie łatwe!

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam dni bez komputera i internetu. Zawsze jestem zaskoczona tym ile mam czasu :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Co do efektów - ja byłem bardzo zdziwiony jak wiele czasu można dzięki temu zyskać - jestem na diecie informacyjnej od dwóch miesięcy i tylko w listopadzie zyskałem dzięki temu 100 godzin (w grudniu podobnie) i jestem niesamowicie szczęśliwy z tego, że przestałem marnować czas - sprawiło to, że nie dość że jeszcze nigdy nie byłem tak produktywny jak jestem teraz, to mam też czas na przyjemności, które wymagają poświęcenia im większej ilości czasu jak czytanie książek albo regularne gotowanie bardziej skomplikowanych potraw. Generalnie odcięcie się od internetu było jedną z najlepszych rzeczy jakie dla siebie zrobiłem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty