Rzeczy w kapsułce #1

Wpisy z tego nowego cyklu to takie połączenie idei z capsule wardrobe + ulubieńców jakiegoś okresu - tylko w całkiem innym kontekście!

Wielokrotnie wspominałam na blogu o moim podejściu do rzeczy - ich posiadania i używania. O tym, że nie jestem przekonana do przesadnego minimalizmu i pozbywania się zbyt dużej liczby przedmiotów, ale też do ciągłych zakupów i spełniania swoich coraz to nowszych zachcianek nabywczych. 

Pewnego dnia (już kilka lat temu) wpadłam na taką ideę, że warto przede wszystkim doceniać przedmioty, które już posiadamy. Po pozbyciu się rzeczy, które w oczywisty sposób do niczego pożytecznego nam nie służą, warto spojrzeć na swój pozostały dobytek właśnie pod takim kątem - zauważając w rzeczach szczególną wartość i celebrując ich posiadanie. Korzystając  z nich z ogromnym naciskiem na jakość i celebrację. Swoje myśli w tym temacie oddałam np. we wpisie "Projekt szczęście w domu - czyli celebracja zamiast przesadnego minimalizmu" oraz w akapicie "Pragnienia konsumpcyjne" w podlinkowanym wpisie.

I w tych wpisach będę starała się uskuteczniać taką celebrację rzeczy niekoniecznie modnych czy bedących 'na topie', niekoniecznie kupionych w ostatnim czasie (chociaż częściowo na pewno tak) i często przeze mnie zapomnianych, a niedawno na nowo odkrytych. Wszystko to nie po to, żebyście rzucili wszystko i lecieli po te same rzeczy do sklepu, ale żebyście spojrzeli takim innym spojrzeniem również na swoje rzeczy. Te, które już posiadacie. 

Rozejrzyjcie się po swoim mieszkaniu i znajdźcie dwa czy trzy przedmioty, które chcielibyście w jakiś sposób wyróżnić w najbliższym czasie. Odkryć je na nowo. Szczególnie celebrować korzystanie z nich. Albo takie, które w ostatnim czasie wróciły do waszych łask, na nowo je polubiliście. Do których być może dopiero teraz 'dorośliście'. Albo jeszcze inaczej - skupcie się na rzeczach, które są waszymi ulubieńcami wszechczasów. Jakkolwiek nie podejdziecie do tematu, zachęcam was do odnalezienia swoich kilku przedmiotów, którym chcecie nadać szczególne znaczenie. Do wyróżnienia swojej małej grupy rzeczy w kapsułce.

Jakie rzeczy (przedmioty, produkty spożywcze, książki, kosmetyki itp.) sama ostatnio doceniam, sczególnie lubię lub w jakiś sposób wyróżniam?



DOMOWE SYROPY

Pyszne syropy zrobione przez znajomą mojej mamy - ja lubię pić je przede wszystkim jako dodatek smakowy do wody. Mój faworyt to na razie buteleczka na pierwszym planie: pokrzywa + mięta.


 

PODUSZKA ERGONOMICZA (W MOIM PRZYPADKU THERMOFIT)

To typowa relacja love-hate. Kupiłam tę poduszkę już kilka lat temu i o ile na początku bardzo się z niej cieszyłam, to po kilku nocach okazało się, że zwyczajnie nie potrafię na niej zasnąć. Wieczorem nawet się na niej kładłam, ale w ciągu nocy zmieniałam ją za każdym razem na jedną z naszych starych, wysłużonych poduszek, które były dla mnie wygodniejsze. 



Skąd pomysł na jej zakup? Odkąd tylko poznałam M., zawsze spał on właśnie na poduszce ergonomicznej (tyle że innej firmy) i nie licząc hotelowych nocy, nie wyobrażał sobie nawet zasypiania z czymkolwiek innym pod głową. Skoro tak ją wychwalał, zdecydowałam się na zakup własnej. A tutaj takie rozczarowanie.

Teoretycznie powinnam od razu pozbyć się tej poduszki, ale tak dużo kosztowała (jak na moje standardy), że nie potrafiłam tego zrobić. Zaczęła więc pełnić inną, znacznie mniej dostojną funkcję - a mianowicie została położona 'w nogach' łóżka i stała się... ogranicznikiem dla telefonu, którego nie było gdzie położyć z jednej strony łóżka, tak żeby z niego nie wypadał, a który musiał tam leżeć jako budzik. Dumne zajęcie jak dla poduszki za ponad trzy stówy.

Aż tu nagle taki zwrot akcji! 

Od dłuższego czasu męczą mnie dolegliwości bólowe ręki, które prawdopodobnie mają związek z kręgosłupem. Ten zaś we wczesnym okresie macierzyństwa również jest wciąż wystawiany na trudne próby. Postanowiłam spróbować jakkkolwiek go odciążyć i przeprosiłam się z moją poduszką ergonomiczną. Dałam jej jeszcze jedną szansę i okazało się, że tym razem zadziałała po prostu magicznie! Już po kilku nocach, a nawet po pierwszej nocy czułam niesamowitą różnicę w moim komforcie snu. Moje przeciążone kręgi szyjne aż zdawały się krzyczeć z radości.

Śpię na tej poduszce już miesiąc i teraz nie wyobrażam sobie zrezygnowania z tej przyjemności. Jak to możliwe, że wcześniej jej nie doceniłam? Nie mam pojęcia. Być może wtedy nie był to produkt dla mnie. Teraz jest po prostu idealna.


KSIĄŻKA "ZIELONE KOKTAJLE"


To kolejny taki powrót do rzeczy, która przez długi czas zaległa nieużywana na półce, a nagle okazała się naprawdę fajnym odkryciem. Doczekała się swojego czasu.



Kupiłam ją już dość dawno. Nie pamiętam już dlaczego nie testowałam wcześniej zawartych w niej przepisów. Przypomniałam sobie o niej w trakcie czytania bloga Agnieszki. Sama nie wspominała o tej książce, ale tematyka jakoś skierowała mój wzrok na półkę i odszukałam na niej tytuł "Zielone koktajle". Pomyślałam, że to coś, co fajnie może wpasować się w moje obecne zmiany w kwestii zdrowego stylu życia.

Otworzyłam ją i zaskoczyła mnie mnogość różnych fajnych pomysłów. Postanowiłam (jak to ja) przetestować w miarę możliwości wszystkie przepisy, bo takie odhaczanie z listy po prostu sprawia mi nieziemską przyjemność. 

Wrażenia? Nie wszystkie koktajle są moim zdaniem pyszne. Kilka z nich jak na razie bardzo mi smakowało, inne nie bardzo. Nie mniej jednak korzystanie z tej książki wprowadziło do mojej diety bardzo fajny nawyk. Jestem zdania, że lepiej jeść owoce i warzywa niż pić koktajle, ale to sprawdza się u mnie tylko w teorii. Bo w praktyce dużo łatwiejsze jest dla mnie spożycie konkretnej porcji witamin właśnie w formie szybkiego smoothie. A przy okazji, tak jak już wspominałam, mam wielką frajdę z testowania kolejnych smaków. Kończę właśnie rozdział o koktajlach z płatkami i przechodzę do trójskładnikowych koktajli zielonych (uwielbiam od zawsze te z mango!). Codziennie działam coś z tą książką, co sprawia mi wiele radości.


DWIE LETNIE SUKIENKI 


Nie pokażę ich niestety na sobie bo mój domowy fotograf jak zwykle jest gdzieś w świecie, ale może uda wam się zobaczyć je chociaż trochę na poniższym zdjęciu i podlinkowanych stronach. To dwie sukienki kupione w TK MAXX, które na razie miałam tylko raz na sobie, ale już czuję, że będą podstawą mojej letniej garderoby. Bardzo dobrze się w nich czuję.



Różowa sukienka kopertowa (tutaj ten sam model, tylko inny wzór) jest mocno w stylu retro. Pokazowe zdjęcie na stronie TK MAXX kompletnie nie oddaje moim zdaniem jej uroku. Szczególnie podoba mi się jej tył. Druga, bardziej kolorowa (tutaj również ten sam model, inny wzór) urzekła mnie właśnie swoim wzorem i tym, jak ładnie układa się on na ciele. 

Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że będę chodzić tylko w sukienkach. Dość długo udało mi się wytrwać w tym eksperymencie, ale jednak brakowało mi przede wszystkim krótkich spodenek czy cygaretek. Po kilku tygodniach takiej odzieżowej diety doszłam do wniosku, że pozostanę przy częstym chodzeniu w sukienkach, bo bardzo dobrze się w nich czuję i są chyba najprostszym sposobem na fajną 'stylizację', bo składającą się praktycznie z jednego elementu. Ale spodnie często wyglądają fajniej niż sukienki. Naprawdę. Potrafią zupełnie inaczej podkreślić figurę i bardzo często są moim zdaniem znacznie bardziej kobiece. Eksperyment zakończony!


OLEJ Z PESTEK ŚLIWKI


Kupiłam ostatnio kilka różnych olejków z myślą o pielęgnacji twarzy (do tego również zainspirowało mnie czytanie bloga Agnieszki oraz dodatkowo filmy Nissiax83). Na pierwszy ogień poszedł właśnie olej z pestek śliwki.



Pięknie się wchłania, nawilża skórę, ładnie wygląda pod makijażem. Ma bardzo przyjemny zapach marcepanu. Jako posiadaczka dość tłustej skóry miałam wątpliwości przed stosowaniem olejków na twarz, ale oczywiście niesłusznie. Moja twarz naprawdę polubiła ten preparat. Być może uda mi się napisać coś więcej o moich wrażeniach ze stosowania olejków nieco później - gdy po pierwsze dłużej zagoszczą one w mojej pielęgnacji, a po drugie gdy wypróbuję również inne ich rodzaje. Oczywiście nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale zawsze mogę podzielić się swoimi odczuciami. Na ten moment jestem bardzo zadowolona.


DROŻDŻOWA MASKA DO WŁOSÓW


Tę maskę kupiłam również dość dawno przy okazji zbiorowych zakupów kosmetyków Babuszki Agafii (Pervoe Reshenie). O ile szampon i balsam propolisowy nr 2 niczym pozytywnym  mnie nie zaskoczył, tak ta maska jest dla moich włosów rewelacyjnym produktem.



Zapach jest dość specyficzny. Trochę piwny, trochę chlebowy, niektórzy twierdzą, że ciasteczkowy. Ale działanie naprawdę mnie zadowala. Włosy bardzo dobrze się rozczesują, są sypkie i odżywione. Nakładam ją nie tylko na włosy, ale też na skórę głowy i nigdy nie zauważyłam by w jakikolwiek sposób obciążała czy powodowała szybsze przetłuszczanie. Teoretycznie ma powodować szybszy wzrost włosów, ale tego jeszcze nie potrafię stwierdzić. Nie jest to mój cel w używaniu tego kosmetyku. Mam do wypróbowania jeszcze maskę jajeczną tej samej marki. Ale wszystko w swoim czasie. 

PS. Przypominam, żeby zawsze sprawdzać kraj pochodzenia kosmetyków marki Pervoe Reshenie - kosmetyki pochodzące z Rosji mają dużo lepsze składy niż te z Estonii. Jeżeli kupujecie je przez internet, zawsze szukajcie informacji o kraju pochodzenia, a w sklepie po prostu patrzcie na informacje na etykiecie. 


PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY!


Tak, zostałam w weekend narzeczoną! 

Za każdym razem gdy patrzę się na mój pierścionek, przypominają mi się te piękne chwile i słowa, które usłyszałam. Jeśli przedmioty mogą dawać szczęście, to ten element biżuterii jest tego najlepszym przykładem. Jest pamiątką tak pięknego wydarzenia, że mogłabym nieustannie się w niego wpatrywać i rozkoszować się tamtą chwilą. 



To już koniec dzisiejszego zestawienia.

Kolejne rzeczy w kapsułce na pewno za jakiś czas znowu się tutaj pojawią. Na razie mam jednak zamiar porządnie nacieszyć się powyższymi przedmiotami!

Komentarze

  1. Fantastyczne i idealne rzeczy ! ;) nigdy nie wiadomo co nam sie przyda. Ja lubię trzymać rzeczy bo jestem wybitnie sentymentalna:D
    Gratulacje zaręczyn! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym uzyskać odpowiedź na pytania o Twoje niestety błędne przekonania nt firmy Yves Rocher. Każda lista cruelty-free oznacza YR jako firmę testującą, z prostego powodu - wchodzac na rynek chiński, koncern musi zgodzić się na testy na zwierzętach, mało tego - koncern za nie płaci, a nie chiński rząd. W oświadczeniu, jakie wkleiłaś w komentarzu, przedstawiciel YR utrzymuje, jakoby firma o testach nie miała pojęcia - ale kropka w kropkę identyczne oświadczenia w wieeelu językach wysyłają wszystkie testujące firmy. Czy wkleić tu linki uwiarygadniające moje informacje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prześlę Twój komentarz do firmy, chociaż szczerze mówiąc nie wiem co brzmienie oświadczeń innych firm ma tutaj do rzeczy.

      Usuń
    2. Yves Rocher podtrzymuje swoje poprzednie oświadczenie, że nie testuje na zwierzętach i nie zleca takich testów, także jak dla mnie sprawa jest zakończona. Nie będę już odpisywać na komentarze na ten temat i korespondować z firmą w tym temacie bo nie widzę w tym sensu.

      Usuń
    3. Firma mydli oczy, ale każdy wierzy w co chce ;)

      Usuń
    4. http://kocieuszy.blogspot.com/2016/02/czy-yves-rocher-testuje-na-zwierzetach.html?m=1
      To nie jest mój blog. Może śledztwo Marty, jeśli nie Tobie, innym da do myślenia ;)

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. ja mysle, ze oswiadczenia o nie testowaniu kosmetykow na zwierzetach wydane przez firmy, ktore ewidentnie testuja, maja tutaj dosc istotne znaczenie, Justyna, bo pokazuja nam, ze jest to powszechnie stosowana praktyka przez firmy i YR nie jest odosobnionym przypadkiem...

      Usuń
  3. Super pomysł na wpis. Też jestem za tym aby łaskawiej spojrzeć na to co się już ma i dać kolejną szansę na odkrycie czy dana rzecz może być użyteczna.
    Gratuluję zaręczyn :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaa, gratulacje! Love is in the air! <3 A pozostałe rzeczy też fajne, ale jednak zaręczyny przebijają wszystko :))))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje - mam na myśli pierścionek! :) To chyba taki przedmiot, który daje najwięcej szczęścia na świecie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw zostaje się narzeczoną, potem żoną, a potem matką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W idealnym świecie może i tak...A ty co? strażniczka moralności?

      Usuń
    2. A Ty zazdroscisz? Może nie jesteś ani jedną,ani drugą? Ani trzecią? Głupia małpa.

      Usuń
    3. W normalnym świecie.
      W głowie ci się poprzestawiało, że można zazdrościć niedobrego życia.

      Usuń
  7. Przepraszam Justyno, nie mam prawa się wtrącać, ale mam moralny obowiązek Cię ostrzec przed ryzykiem związanym ze szczepieniami. Ja też jestem matką niemowlaka i od wielu lat śledzę Twojego bloga. Jesteś mi bardzo bliska,cieszę się Twoim szczęściem, ale proszę zainteresuj się bliżej tematem szczepień. 17 lipca w Twoim mieście będzie wykład z prof Majewską nt bezpieczeństwa szczepień. Ja sama chętnie bym poszła, ale mieszkam w innej części Polski. Warto być było tam iść, posłuchać i potem podjąć świadomą decyzję dot szczepień zwłaszcza MMR, obojętnie jaką, byleby świadomą. Masz chłopca, a chłopcy są najbardziej narażeni na autyzm. Zwłaszcza po szczepionce MMR. Wierz mi,wiem co mowię. Jeszcze raz przepraszam i wybacz, jeśli wtargnelam w Twoją intymność, zrobisz co będziesz uważała za słuszne. I gratuluję z calego serca zaręczyn. Pozdrawiam,Monika

    OdpowiedzUsuń
  8. Klub Miasto, pl Mickiewicza 17 lipca o 17:00. Możesz przyjść z dzieckiem. Na takich spotkaniach jest dużo matek z dziećmi. Można poznać ciekawych ludzi i dowiedzieć się prawdy nt szczepień, a nie ocenzurowanej medialnej papki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ocenzurowaną medialną papą nazywa się teraz naukowo zweryfikowane osiągnięcia?
    Ja również nie znam autorki bloga osobiście. Ale czytuje tego bloga ładnych parę lat. Wierzę, że jesteś rozsądną osobą, która nie skrzywdzi wlasnego dziecka. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety niezależni naukowcy nie istnieją. Badania naukowe są bardzo kosztowne i siłą rzeczy zależne od sponsorów. A sponsorom nie zależy, żeby prawda wyszła na jaw, bo skończył by się biznes. Koncerny farmaceutyczne rządzą, a biznes szczepionkowy daje krocie, zwłaszcza w Polsce. Setki tysięcy dzieci = setki tysięcy dawek szczepionek, zero odpowiedzialności za powikłania, brak funduszy odszkodowawczych. A dzieci uszkodzonych przez szczepionki tysiące. Szczepienia to jak określiła prof Majewska tykająca bomba zegarowa. Dlaczego dzieci tak strasznie teraz chorują? Ciągle infekcje, zapalenia oskrzeli,ucha, gardła, alergie pokarmowe, AZSy, cukrzyca u małych dzieci, siatkowczaki i inne nowotwory? Zapaść zdrowia polskich dzieci. Na zachodzie nie ma obowiązkowych szczepień i nikt nie szczepi noworodków zaraz po urodzeniu. Polecam stronę STOP NOP. Mozna poczytać relację matek, którym swiat się zawalił, a które też wierzyly w szczepionki, bo przecież wszyscy szczepią.

    OdpowiedzUsuń
  11. Podoba mi się koncepcja wpisu :) Warto zaglądać do tego, co gdzieś tam się ukrywa.
    Co do koktajli- ja jakoś się przyzwyczaiłam, że to trochę zdrowie po prostu. I nie musi mieć super mega smaku zawsze, czasem może być po prostu 'w miarę'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ja już też zaczynam się przyzwyczajać :)

      Usuń
  12. Moje gratulacje! :) Aczkolwiek szkoda, że nie pokazałaś zdjęcia pierścionka na Twoim paluszku.. Dużo szczęścia życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam mimo wszystko zostawić go dla nas ;-) Pięknie dziękuję!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty