Moja dieta szczęścia!
Czyli jak z dnia na dzień zmieniłam swoje nawyki żywieniowe
aby czuć się zdrowiej, piękniej i radośniej
Dieta szczęścia… chyba słowo dieta jest tutaj odrobinę nie na miejscu. W moim przypadku zmiany żywieniowe nie mają zaplanowanej daty końcowej, nie postanowiłam schudnąć o x kilogramów i nie katuję się liczeniem kalorii czy ograniczaniem porcji jedzenia. Takie coś dla mnie byłoby od początku skazane na porażkę z jednego prostego powodu: kocham jedzenie. Kocham jego przyrządzanie, jego zapach i jego smak. Dlatego właśnie moja dieta całkowicie wyróżnia się spośród innych „rygorów żywieniowych”.
Do czego zatem jest mi potrzebna dieta?
Od dłuższego czasu czułam się ospała, ociężała i moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Zwyczajnie brakowało mi energii. Pod koniec zeszłego roku postanowiłam coś zmienić. I zmiany te wprowadziły tyle pozytywnych efektów w moje życie, iż postanowiłam podzielić się z Wami moimi wskazówkami w tym temacie.
Jakie to efekty?
- Dużo więcej energii, siły, dosłowna lekkość ciała
- Zauważalne zmiany w kondycji mojej skóry, włosów: można powiedzieć, że moje ciało odżyło
- Kilka zbędnych kilogramów mniej
- Odporność - praktycznie nie choruję
- Kreatywność (poniżej wyjaśnię, skąd taki efekt)
Na czym polega moja dieta szczęścia?
Po pierwsze postanowiłam wykluczyć (ewentualnie bardzo mocno ograniczyć) kilka składników ze spożywanych przeze mnie posiłków:
- Produkty z białej mąki (tak, tradycyjny chleb i bułki też)
- Wszelkiego rodzaju wędliny i inne hmm „przetwory mięsne” (typu parówki)
- Mięso (za wyjątkiem drobiu i ryb)
- Cukier ( w tym wszelkiego rodzaju słodkie napoje)
- Słodycze i przekąski (w moim przypadku nie było to trudne, bo i tak nigdy nie jadłam ich wiele)
- Produkty smażone
- Masło i inne mało wartościowe tłuszcze
- Wszelkiego rodzaju fast- foody
- Kostki rosołowe, vegeta i inne tego typu wynalazki
- Gotowe produkty np. sosy
Po drugie postanowiłam stanowczo zwiększyć ilości spożywanej:
- wody i zielonej herbaty (ok. 3 litrów dziennie)
- owoców
- warzyw
- produktów pełnoziarnistych (brązowy ryż, makaron, kasza, ciemne pieczywo itp. )
- oliwy
- ziół
- orzechów
- dań gotowanych (w tym na parze) i pieczonych
Po trzecie postanowiłam w miarę możliwości nie łączyć produktów białkowych z produktami bogatymi w węglowodany, co znacznie ułatwia procesy trawienne.
Czyli staram się nie łączyć przede wszystkim mięsa z ziemniakami lub makaronem. W tej samej „zakazanej” dziedzinie znajdują się kanapki z twarożkiem itp., ale w tym akurat przypadku postanowiłam uczynić wyjątek i jem kanapki z czym tylko zapragnę (ale zawsze na ciemnym pieczywie!)
I ostatnio po czwarte (dzięki jednej przemiłej osobie) wreszcie zaczęłam przykładać uwagę do śniadań. Ale o tym napiszę innym razem.
Efekty tych zmian żywieniowych zobaczyłam już po kilku dniach, nie tylko tracąc zbędny tłuszcz (od 3 miesięcy jest 5 kg lżejsza), ale przede wszystkim we własnym samopoczuciu, znacznie zwiększonej energii . Zaczęłam wsłuchiwać się we własny organizm i jego potrzeby. Jem powoli rozkoszując się każdym kęsem.
A co ze wspomnianą przeze mnie kreatywnością?
Jak już wielokrotnie pisałam uwielbiam gotować. Miałam przygotowanych wiele przepisów do wypróbowania, które z racji moich zmian nie bardzo nadają się obecnie do wykorzystania. Od teraz przy każdym przepisie ćwiczę kreatywność, wymyślając jego wersję tak, aby pasowała do przyjętych przeze mnie zasad. I za każdym razem jestem niezwykle zadowolona gdy uda mi się przyrządzić pozornie zwyczajne danie, które nie krzyczy z daleka „jestem posiłkiem dietetycznym”, ale które jednak jest zdrowe i nie zawiera śmieciowych składników!
Początkowo zamierzałam samodzielnie przystąpić do moich zmian żywieniowych i nie namawiać innych domowników do współpracy w tej dziedzinie. Uznałam, że każdy może jeść co chce. Jednak już po kilku dniach dołączył do mnie mój chłopak oraz mama bez ani słowa zachęty z mojej strony. Po prostu zauważyli jak świetnie się czuję i to skłoniło ich do zapoznania się z moimi zasadami! Zatem możecie wyobrazić sobie jakie były efekty mojej diety, skoro kolejne osoby chciały się do mnie przyłączyć.
Ostatecznie wszyscy w domu przestawili się na zdrową żywność (w pewnym stopniu nawet mój biedny tata: fan schabowego i kotletów mielonych) i możecie mi uwierzyć na słowo: czujemy się fantastycznie!
Dieta to dobra okazja do wypróbowania nowych rzeczy w kuchni : )
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńMyślę, że potrzebny wpis, bo każdemu się przyda taki powiew wiosennej świeżości i lekkości. Tak więc zdrowe żywienie mile widziane.
Rady w sam raz dla kogoś, kto chciałby coś zmienić w swoim sposobie żywienia, a nie za bardzo wie od czego zacząć. A przecież tak niewiele potrzeba, aby się lepiej poczuć. ;-)
Pozdrawiam,
Ja również ostatnio przestawiłam się na zdrowszy tryb życia. Zamiast tradycyjnych kanapek do pracy - pieczywo pełnoziarniste i marchewka w plasterkach do podchrupywania :)
OdpowiedzUsuńTeż powoli staje się fanką marchewki, chociaż najbardziej lubię gotowaną na parze ! :)
UsuńNajlepszy sposób na dietę :) Również się staram tak odżywiać i wprowadzać jak najwięcej dobrych nawyków, ale głównie dlatego, że to zdrowe. Nie jest to proste, bo staram się sprawdzać przeróżne przepisy w mojej kuchni, a one często odbiegają od tych założeń ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie - warto to robić przede wszystkim dla zdrowia. Myśląc o chudnięciu możemy się zawieść, bo efekty w kg mogą nie być spektakularne. Ale w smopoczuciu już tak :)
UsuńBiedni Ci fani schabowych... ;) Albowiem Twój MAGNETYZM, HappyHolic, jest NIEODPARTY. :)
OdpowiedzUsuńTo fantastyczny rodzaj rewolucji, w przeciwieństwie do bolszewickich. ;) Ja mam teraz dietę, która PODWOIŁA moją energię. Na śniadanie razowe pieczywo z nabiałem, pomidorem, szczypiorkiem plus kubek zielonej herbaty. Potem już czysty WITARIANIZM do końca dnia:
II śniadanie: szejk owocowo-warzywny lub sok z wyciskarki
obiad: wielka sałatka z warzyw (ważne: z kiełkami!)
podwieczorek: orzechy, migdały.
kolacja: duża sałatka owocowa.
Organizm się oczyszcza, a witalność sięga chmur. ;)
Ale zaskoczony jestem, widząc tu Magdę Bednarczyk!... Jak ja lubię tę dziewczynę... Magdo - kłania się hussair z eioby. :)))
Oj biedni, już mam niesamowitą awersję na tym punkcie ;)
UsuńTwój jadłopsis brzmi niezwyle smakowicie. Kiedyś spytałabym: "Tak się da?! Cały dzień bez mięsa, same owoce?!" Ale teraz wiem, że to nie tylko możliwe, ale nawet lepsze, smaczniejsze i przede wszystkim naprawdę dodające energii rozwiązanie :)
No widzisz, jak to mówią: jaki świat jest mały :))
Da się, da... ;)) Co więcej, cud nad cuda - wstaje się od stołu po sałatce z warzyw i owoców (ale tylko SUROWYCH) i można NATYCHMIAST pracować lub trenować!... A po obiadku mięsno-ziemniaczanym?? Faza ociężałego grizzly nieuchronna. :)
UsuńUps, zapomniałem się przebrać i wpadłem w środku nocy w piżamie jak ten bezbożnik. ;) Ten "Autor" to oczywiście ja, Lew. WRAAAUUUUUGRRRRRRR!
Usuń;)))
Nawet po komentarzach widać, ze rozpiera Cię energia! ;))
UsuńDobre i zdrowe jedzenie to podstawa świetnego humoru, którego brakowało mi w ostatnich tygodniach. chyba i ja dołączę się do Ciebie :D
OdpowiedzUsuńZapraszam!!! :D
UsuńBo na tym to wszystko polega- na stałych, zdrowych zmianach w diecie,a nie na zrywach, w trakcie których je się tylko białko czy jeden liść sałaty na obiad. A tak na marginesie, widzę, że mamy podobne zainteresowania i podobną wizję tego, jak powinno wyglądać dobre życie.
OdpowiedzUsuńDokładnie, wszyscy wiemy jak takie jednorazowe zrywy się kończą...
Usuńwszystko co postanowiłaś zwiększyć lubię i praktycznie odżywiam się zdrowo, bo takie jedzenie wolę, badziej mi smakuje :)
OdpowiedzUsuńmoże masz jakieś rady jak przytyć?
Cieżko mi coś poradzić w tej kwestii, nie jestem dietetykiem :)
UsuńNajważniejsze, że zdrowo się odżywiasz, chociaż chęć zgrubnięcia nie jest mi obca. Dawno, dawno temu też miałam takie zamiary, ale nic (oczywiście nie mówiąc o jakiejś katastroficznej diecie typu na śniadanie hamburger, na obiad hamburger) nie pomagało w tym zgrubnięciu, nawet specjalnie diety. Aż w końcu przyszedł czas, że to się stało samoistnie ;))
mam nadzieje, że w moim przypadku też tak będzie, bo znikam :)
Usuńja jestem właśnie w fazie odchudzania :)
OdpowiedzUsuńjem dużo więcej warzyw i owoców ;)
Oj, ciężko by było mnie przekonać do tych wszystkich ograniczeń, ale nie zrozum mnie źle kochana, nie mam nic przeciwko takiej diecie i nie mam zamiaru krytykować takich nawyków żywieniowych!
OdpowiedzUsuńJa to doskonale rozumiem! W końcu prowadzisz "Bloga czekolady". Coś by tu nie grało z tymi wszystkimi ograniczeniami ;))
UsuńDziękuję za dokładne opisanie co i jak.
OdpowiedzUsuńWiosna to chyba najlepszy okres, by zacząć zmieny w swoim życiu.
Pozdrawiam :-*
Też tak myślę. Widząc taką piękną pogodę za oknem jak wczoraj, człowieka aż roznosi energia do wprowadzania zmian :)
UsuńDobre rady, jak dla mnie bardzo przydatne:D
OdpowiedzUsuńZgadzam się limeberry - wiosna to idealny czas. Rady mam nadzieję się przydadzą. ;-)
OdpowiedzUsuńPost w moich klimatach. Dumna jestem z Ciebie! I wiem jak trudno jest na poczatku jeść śniadania. Ale z czasem wchodzą w krew :D
OdpowiedzUsuńWielki szacun za odstawienie kostek rosołowych-jam leń i na nich gotuje zupy(i na ziarenkach smaku ;) A smażenie na patelni beztłuszczowej nie jest takie złe-takie naleśniki z odrobiną tłuszczu lub placki są cudowne!
Ściskam mocno! A do plusów dodałabym-odporność! Zawsze chorowałam kilka razy zimą, ciągle katar przeziębienia a w tym roku? Jedynie dwu góra trzy dniowe gorsze dni i szybko organizm sobie radzi z choróbskiem. Kiedyś- antybiotyki i dwa tygodnie w łóżku.
Kostki rosołowe stanowiły dla mnie duże wyzwanie. Ale znowu przydała się kreatywność. Mówiłam sobie: "Nie ma mowy, nie wrzucisz kostki. Masz to przyprawić wszystkim innym co znajdziesz, tak aby miało smak" i bez problemu się to udaje. Naprawdę :)
UsuńCo do smażenia, to oczywiście tutaj obowiazuje mnie zasada ograniczać, nie wykluczyć. Niektórych potraw bym sobie po prostu nie odpuściła. Pod warunkiem że smażę na naprawdę minimalnej ilości tłuszczu (albo czasem nawet bez) i nie codziennie, to myślę, że jest to dobre rozwiązanie.
No i wreszcie odporność! Skąd ja to znam. Mój lekarz zapewne się zastanwia co się ze mną dzieje, bo tak dawmo mnie nie widział :) Dopisuję ten punkt do artkułu, bo faktycznie o nim zapomniałam.
dieta idealna na przesilenie, dodająca energii i rumieńców po zimie.
OdpowiedzUsuńod kiedy zmieniłam pracę na całoetatową 8:00-16:00, nie mogę przestawić się na przygotowywanie posiłków wieczorem na następny dzień do pracy. to dla mnie duży problem niestety, odczuwam to dotkliwie.
na szczęście wiosna tuż tuż. po weekendzie odczuwam różnice w nastroju i przypomniałam sobie, jak wygląda słońce :)
świetny poradnik wyszedł z artykułu, będę się stosować!
Warto zacząć od zmiany w swojej dieci chociażby jednej rzeczy lub wykluczenia jedego składnika. Pózniej zachodzi reakcja łancuchowa i człowiek ma się ochotę pozbyć wszystkich śmieciowych składników! :)
UsuńNo i faktycznie, w Twoim przypadku warto byłoby się jakoś przestawić. Może to tylko kwestia organizacji (np. rozdzielenia obowiązków również innym domownikom), która po pewnym czasie wejdzie w krew i nie będzie dłuzej stanowiła problemu ? :)
Super sprawa!
OdpowiedzUsuńJa to bez czekolady, masła i świeżej buczki chyba bym nie dała rady :)
Podziwiam :) i gratuluję :)
Ale zawsze można wykluczyć inne rzeczy, nikt nie każe z dnia na dzień robić ogromnej rewolucji. Wystarczą malutkie zmiany w tym, co wydaje nam się realne do wykluczenia, ograniczenia czy też zwiększenia w kwestiach żywieniowych :)
UsuńZ-A-Z-D-R-O-S-Z-C-Z-Ę!!!
OdpowiedzUsuńpodpisuję się :)))) super pomysł! :)
UsuńOd przeszło tygodnia jestem na podobnej diecie, tyle, że zalecił ją lekarz.
OdpowiedzUsuńJest mi ogólnie bardzo ciężko... Ratuję się orkiszem (makarony są blee). Muszę jeść kaszę jaglaną, która jest okropna... Cistka do kawy też brakuje. Uczę się cały czas jak gotować, aby było i zdrowo i smacznie.
Budujące są tylko minusy na wadze ;) Poza tym jedzenie ekologiczne jest baaarrrdzo drogie!
W końcu się uda znaleźć jakiś złoty środek, naprawdę! :) Tak żeby naprawdę było smacznie i zdrowo. Bo jeśli to co jemy wybitnie nam nie smakuje, prędzej czy później zapewne zrezygnujemy z takiej diety. Życzę dużo pasji w eksperymentowaniu i znalezieniu sowich zdrowych smaków :)
UsuńA co do żywności ekologicznej to niestety prawda... Chociaż z drugiej strony, jak to czasem się mówi, tyle pieniędzy poświęcamy na to, co zakładamy na siebie, przedmioty, którymi się otaczamy, a do swojego organizmu (czyli najcenniejszej dla nas "rzeczy") wkładamy najzwyczajniejsze śmieci. Może warto zmienić priorytety :)
Da się gotować ekologicznie i w miarę tanio :) ja często posiłkuję się wegańskimi blogami, bo jestem na restrykcyjnej diecie w związku z choróbskiem, nawet pestki z pomidora muszę usuwać :D
UsuńCo do kaszy jaglanej - u mnie w użyciu na 1002 sposoby, można z niej wyczarować nawet lody, musy i budynie owocowe :)
W pełni popieram, wybrałaś sobie bardzo dobre produkty do grona tych których spożycie chcesz zwiększyć. Szkoda tylko, że w porównaniu z tymi ograniczanymi są one zazwyczaj droższe. Jak ja lubię wszelkiego rodzaju orzechy, a tutaj zazwyczaj zonk typu, orzeszki ziemne bez soli są 2x droższe od czystych...
OdpowiedzUsuńOj tak, orzechy w ogóle są niesamowicie drogie. Uwielbiam pistacje, ale nawet za kilka orzeszków trzeba dość sporo zapłacić.
UsuńJak mi dobrze, że napisałaś dziś o tym! Od wczoraj jestem na diecie. A raczej od wczoraj próbuję ze swoję głowy wyprzeć słowo dieta i zastąpić je "lepszym życiem kulinarnym":). Ale jest mi bardzo ciężko i każde wsparcie, każda motywacja i każde wytłumaczenie, że odchudzanie, które prowadzi do zdrowego funkcjonowania nie jest równoznaczne z odwalaniem obowiązkowej pracy domowej. Naprawdę dobrze, że to napisałaś:)
OdpowiedzUsuńOstatnio poszukuję wszelakiego wsparcia i chyba spróbuję do tego celu wykorzystać blogowe zapędy:)!
Miłego tygodnia! Mamy wiosnę:)
Dokładnie: lepsze życie kulinarne! :)
UsuńNajlepiej znaleźć swoje własne źródło motywacji w takim przypadku, chociaż motywacje innych blogowiczów jak najbardziej też moga inspirować :D
Trzymam za Ciebie kciuki i życzę smacznego tygodnia! :)
Ja zostałam zmuszona ze względów zdrowotnych do wykluczenia kupowanych wędlin, nawet chudych... Za to drób gotowany dopuszczalny :)
OdpowiedzUsuńmogę tu posłużyć małą radą dla osób, które MUSZĄ mieć jakieś mięsko na kanapce:
pierś drobiową, najlepiej kurczaka lub indyka, dobrze obtoczyć w wybranych przyprawach i szczelnie zapakować - ja używam do tego woreczków śniadaniowych i folii spożywczej. Chodzi o to, by nie dostała się do mięska woda, jako że tak oporządzone mięsko należy gotować (kawałek ok 400g gotuję 30 minut, następnie leży pod przykryciem w wodzie jeszcze 15 minut). Otrzymujemy gotowaną szynkę w przyprawach, jakie lubimy :)
Mięsko wytworzy swój dość mocny "sosik" który można zamrozić lub przechować w słoiku i użyć do zaprawienia jakiegoś sosu :)