Chillout 3. Zarządzanie problemami
No dobrze...koniec żartów. Tydzień temu wzięłam się na jeden z
najważniejszych jak podejrzewam kroków w moim projekcie Chillout.
Zarządzanie problemami i stresującymi sytuacjami. Brzmi nudno i
przytłaczająco, ale powiem szczerze, że to ćwiczenie wniosło naprawdę
sporo świeżości i spokoju do mojego umysłu. Chociaż minęło zaledwie
siedem dni od wprowadzenia tego 'systemu organizacji problemów' do
mojego życia, już czuję, że mam nad wszystkim znacznie większą kontrolę,
a to z kolei obniża poziom codziennie odczuwanego przeze mnie stresu
(tak - wciąż jest, ale dużo, dużo mniejszy). Ale po kolei...
1. Lista wszystkich problemów i stresujących sytuacji
Spisanie
listy - to już w zasadzie tradycyjny punkt większości systemów
organizacji - czy to czasu, czy tak jak w tym przypadku problemów.
Znalazłam moment spokoju i ciszy, przysiadłam z notatnikiem i zaczęłam
spisywać wszystko, co tylko mnie stresuje. Praca magisterska,
zaliczenia, zdrowie itd. Udało mi się zapisać ponad 30 tego typu haseł.
Myślałam także o wszystkich powtarzalnych źródłach stresu - codziennych
(takie jak zbyt późne wyjeżdżanie z domu do pracy), cotygodniowych
(projekty związane ze studiami) czy też miesięcznych (zbieranie od
klientów pewnych dokumentów na koniec każdego miesiąca). Następnie dałam
sobie jeszcze 2 dni, w trakcie których dopisywałam do listy wszelkie
sytuacje jakie dodatkowo przyszły mi do głowy. Już samo spisanie
problemów odkryło dla mnie swoje terapeutyczne działanie. Nie wiem jak to się
dzieje, ale spisane na papierze problemy od razu wydają się mniej
przytłaczające. Magia.
2. Prosta segregacja
Gdy
poczułam, że wyczerpałam już większość pojawiających się
problemów, przystąpiłam do ich segregacji. Nic specjalnie trudnego.
Zakreślacz w dłoni i podkreślanie problemów, które można rozwiązać
stosunkowo łatwo i w najbliższym czasie. Wbrew moim oczekiwaniom,
znalazłam całkiem sporo takich punktów na liście. Był to dla mnie
kolejny moment ulgi - zobaczyłam, że to czym się stresuję można
naprawdę prosto zniwelować.
Jak łatwo się domyślić, przy każdym
takim punkcie w następnej kolejności zapisywałam pierwszy krok, jaki
mogę wykonać w celu pozbycia się go z listy. Poszło stosunkowo prosto i
bezboleśnie.
Trudności pojawiły się przy drugiej grupie problemów
- już nie tak prostych do rozwiązania, cyklicznych czy też po prostu
poważniejszych. W tym przypadku trudniej było mi myśleć
kreatywnie i obmyślać pierwsze kroki w celu ich zniwelowania czy też
chociażby zminimalizowania. Gdy utknęłam przy jednym problemie
kompletnie nie mając pomysłu na jego rozwiązanie, postanowiłam
skorzystać z najstarszego chyba sposobu działania w takich sytuacjach -
przespanie się z problemem. Po obudzeniu miałam już pełno nowych
pomysłów i zakończyłam wypisywanie rozwiązań przy wszystkich
stresujących sytuacjach. Znowu magia.
3. Realizacja
I
wreszcie najważniejszy punkt - działanie. Sama lista rozwiązań to w
końcu mało znaczący świstek papieru. Uspokaja - owszem. Wprowadza
strukturę w zarządzanie problemami, ale nie zastąpi działania i
aktywnego niwelowania stresu.
Żeby nie tworzyć nad sobą kolejnej
presji, postanowiłam dość luźno podejść do tych działań. Założyłam sobie
tylko jeden cel - codziennie wykreślić chociaż jeden z kroków, które
zapisywałam przy pomysłach rozwiązań problemów. Po to by czuć, że
realnie posuwam się do przodu. Jednego dnia byłam nastawiona naprawdę
entuzjastycznie, udało mi się pozbyć całkowicie trzech problemów. Innego
wykonałam tylko jeden krok. Ale codziennie coś dla siebie robiłam. I
to naprawdę przyniosło efekty.
4. Dziennik Stresu
Miałam
lekkie opory przed tworzeniem takiego notatnika. Nie da się ukryć, że
brzmi wyjątkowo pesymistycznie i dobijająco. No ale cóż, na tym polega
projekt, by próbować różnych rzeczy. Jednorazowe stworzenie listy nie ma
większego sensu - siłą rzeczy, w życiu ciągle pojawiają się nowe
stresujące sytuacje. Taki dziennik ma służyć temu, by momentalnie je wychwytywać, strukturyzować, obmyślać rozwiązania i dzięki temu mieć nad
nimi większą kontrolę. Brzmi sensownie.
Wyciągnęłam z szuflady
notatnik, zapisałam tytuł 'dziennik stresu' i postanowiłam wszędzie go ze sobą
nosić. Ale niestety ta metoda szybko okazała się dla mnie nieskuteczna.
Ciągle zapominałam zabierać ze sobą notatnika. Musiałam obmyślić coś
innego.
I tak powstał mój mobilny 'dziennik stresu' w Evernote. Telefon mam
w większości sytuacji przy sobie. Od tej pory mój system zapisywania
problemów działa bez zarzutu!
Efekty
Jak już
wcześniej wspominałam, jestem zachwycona rezultatami tego ćwiczenia i
systemu w jaki zorganizowałam stresujące sytuacje. Zwykłe zapisanie
problemów, obmyślenie sposobów ich rozwiązania daje niesamowite poczucie kontroli oraz
zrozumienie, że nie jestem skazana na codzienny stres. Podstawowa zmiana myślenia - przyjęcie pro-aktywnej postawy - działa cuda. Szczególnie dla dość twardo stąpających
po ziemi osób jak ja. Relaksacja, medytacja jak najbardziej mogą być
skuteczne. Ale realne odczucie, że radzę sobie z kolejnymi problemami
jest dla mnie prawdopodobnie jeszcze cenniejszym doświadczeniem.
Zobacz też mój profil na Facebooku
Obserwuj Happyholic na BlogLovin
Coś idealnego dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa jestem wielką fanką różnych list ale akurat taka się u mnie nie sprawdzi bo nie bardzo się stresuję. Jakoś nie mam z tym akurat problemu, czasem się denerwuje ale tylko wtedy gdy robię coś nie tak jak powinnam i sama siebie "rozczarowuję".
OdpowiedzUsuńoo a ja to mam ostatnio tyyyyle stresów, że chętnie z Twojego pomysłu skorzystam:) Zobaczymy, czy pomoże:)
OdpowiedzUsuńDziennik stresu faktycznie brzmi lekko dołująco - może zmień nazwę na Dziennik radzenia sobie ze stresem czy coś? Choć to byłoby za długie może... a Evernote używam sama i bardzo polecam. Nie wiem czy ogarnęłabym całe świąteczno-prezentowe zamieszanie i w życiu i na blogu bez tej aplikacji ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam nad czymś innym, ale wszystkie nazwy był zbyt długie - zresztą w tym przypadku do nazwy nie przykładam większej uwagi, liczą się rezultaty :)
Usuńwow, jestem zadzwiona rezultatami : ) jeśli naprawdę takie zmiany gwarantują poczucie kontroli i zmniejszony stres, to chyba muszę zacząć działać, a nie tylko podziwiać :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńkażda lista działa - dla mnie- zbawiennie, jednak, pisania tej bym się nie podjęła. Dlaczego? Mocno odczuwam stres i choć wiem, że to mało produktywne, staram się myśleć o tym, kiedy jest to konieczne. Nie chcę stresować się na zapas :)
OdpowiedzUsuńChyba też będę musiała stworzyć taki dziennik skoro widać efekty :)
OdpowiedzUsuńJa dodałbym jeszcze słowo archiwizacja :-) Wszystkie rzeczy/projekty/dokumenty które już nie są potrzebne do "archiwum" by nie zajmowały niepotrzebnie miejsca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paweł Zieliński
Brawo :)
OdpowiedzUsuńRacjonalizacja i nazwanie problemów to najważniejszy krok w ich pokonaniu - kurczą się do realnych kształtów i zarysu.
Regularnie dochodzę do dziwnego wniosku, że dopóki mam cegłofon a nie smartfona mój rozwój osobisty wlecze się jak ślimak... Ale mały notesik mieszkający w torebce pomaga, bo można w nim notować na bieżąco a potem w domu przyporządkować zapisek do właściwej listy, listę położyć na odpowiedni stosik i to, czy sięgnę na ten stosik zależy już tylko ode mnie a nie modelu telefonu, który posiadam :P
Ogólnie pomysł bardzo mi się podoba i na pewno wypróbuję. Chociaż u mnie może nie do końca się sprawdzić, bo ja się stresuję czasami absurdalnymi rzeczami - np. tym, że wydaję jakąś większą ilość pieniędzy, mimo że tę kasę spokojnie mam i nie będzie tak, że mi zabraknie, ale ja i tak mam stresa. Tu niby mogłaby pomóc analiza konta i wydatków, ale nawet to mi nie pomaga. Pojęcia nie mam jak zmienić u mnie właśnie takie głupie myślenie.
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobnie z kwestią pieniędzy - wkrótce będzie post o tym, jak zarządzam swoimi wydatkami :)
UsuńCo to za aplikacja na ekranie telefonu? Ja też robię sobie listy ważnych rzeczy do zrobienia tego dnia... zazwyczaj wszystko na liście jest stresujące, ale jakoś daję radę, chociaż zazwyczaj nie udaje mi się zrobić więcej niż kilka punktów z listy :(
OdpowiedzUsuńEvernote :) Więcej niż kilka to zawsze więcej niż nic... :)
UsuńTen post spadł mi z nieba, a raczej z internetu. Jestem okropnie zestresowana i najgorsze że nie umiem sobie z tym poradzić..
OdpowiedzUsuńBardzo pomocny post.Przyda mi się:)
OdpowiedzUsuńSpisywanie na papierze listy stresorów faktycznie jest pomocne, zdarzyło mi się to zrobić raz. Problem pojawił się przy tych pozycjach, do których nie udało mi się wymyślić rozwiązania, w związku z czym stres nie minął. Ale może powinnam dać sobie więcej czasu. Wystarczająco mnie zachęciłaś, dam tej metodzie jeszcze jedną szansę :)
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam ja swoją listę tworzyłam przez około trzy dni - na początku też nie miałam żadnego pomysłu do pewnych stresujących punktów, po jakimś czasie jednak znalazłam rozwiązanie :)
UsuńSpisanie problemów- dobra myśl, na kartce są takie uporządkowane i można spróbować do nich podejść inaczej, rozwiązać je.
OdpowiedzUsuńNigdy nie myślałam nad takim sposobem rozwiązywania problemów. Może warto spróbować
OdpowiedzUsuńNie popieram medytacji :P
OdpowiedzUsuńDlaczego :) ?
Usuńchyba tez powinnam zaczać spisywac swoje stresy, bo czasem aż cięzko mi od analizowania wszystkiego w glowie, ale troche się boje tego że jak zobacze to wszystko na papierze, to się zdołuje jeszcze bardziej...
OdpowiedzUsuńTo zależy od podejścia do problemów - na mnie działa mobilizująco i uspokajająco :)
UsuńNa mnie świetnie działają wszelkiego rodzaju listy. Ilekroć mam mnóstwo spraw do załatwienia, prezentacji, kolokwiów i innych rzeczy i stresuję się tym wszystkim, jestem przekonana, że nie dam rady, siadam z kartką i długopisem, spisuję wszystko, a potem zaczynam po kolei od zadań, które najszybciej mogę zakończyć, realizuję je i wypełniam. Czasem zdarza się, że nie uda mi się wszystkiego wykreślić z listy, ale wiem, że i tak zrobiłam takim sposobem więcej niż gdybym nie miała tego spisanego tylko działa na hura z bałaganem, który mam w głowie. No i oczywiście listy zakupów - inaczej nigdy nie kupiłabym wszystkiego, czego potrzebuję. ;)
OdpowiedzUsuńU mnie samo spisanie rzeczy stresujących powoduje dużą ulgę :)
OdpowiedzUsuńJak Tobie zadziałało, to mi pewnie też :)) Tylko mam podskórne wrażenie, że - to nie przechwalanie, ani licytacja!!! - u mnie ta lista stresujących rzeczy nie skończy się przed 50 numerkiem :// ale może tym bardziej warto to zrobić :))
OdpowiedzUsuńIm więcej pozycji na liście tym więcej przyjemności z wykreślania :D
Usuńmysle ze wybitnie terapeutycznie zadziala na mnie na pewno samo wypisanie problemow, ktore gdzies sie rozbijaja na tyle glowy i sa stresogenne... wspaniala inicjatywa!
OdpowiedzUsuńNajlepszy blog ever. A tekst jak zwykle świetny!
OdpowiedzUsuńZarumieniłam się ... :)
Usuńpodoba mi się podejście do problemu :-)
OdpowiedzUsuńfajne to!:)) koniecznie wypróbuję!
OdpowiedzUsuńJa w sytuacjach stresujących panikuję i wyobrażam sobie, że zadań jest tyyyyle, że terminy gonią, że nie ogarnę. Spisanie listy rzeczywiście działanie terapeutyczne. Nagle widzę, że terminy gonią, ale niektóre zadania nie są aż tak pilne; że wystarczy chwila zaplanowania i będzie ok :) Z kolei dziennik stresu chyba podziałałby na mnie dołująco, wolę systematycznie tworzyć listy, odhaczać zadania, przypominać sobie, jak zaplanowałam działanie. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - poruszyłaś jeszcze jeden ważny temat. Dzięki spisaniu problemów można też zobaczyć, że nie wszystkie stresujące zadania, zobowiązania są aż tak pilne, jak się wydaje, gdy nie mamy tego wszystkiego spisanego :)
UsuńStrasznie ciekawe, co piszesz. Metoda wydaje się nietrudna i jednocześnie efektowna, chętnie ją wypróbuję ;) Twój blog jest bardzo inspirujący i szkoda, że dopiero teraz tutaj trafiłam. Muszę cofnąć się w czasie i przeczytać go od początku ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję... :)
UsuńMi stresów nie brakuje więc miałabym co zapisać na takiej liście. Jednak nie jestem do końca przekonana, czy takie spisanie i ciągłe przypominanie sobie o tym, co mnie stresuje, jest dobre. Ale spróbować można, bo i tak siedzi to człowiekowi mocno w głowie :)
OdpowiedzUsuńJeżeli to są rzeczy, które zależą od nas, naszego działania to myślę, że to działa bardzo dobrze. Nie chcąc już więcej na to patrzeć, po prostu bierzemy się do działania :)
Usuńjakby tak się nad tym zastanowić, to samo pisanie zajęłoby maaasę czasu. a tę masę czasu można poświęcić na realne rozwiązywanie problemów. ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie totalnie pokrętna logika. W trakcie czytania tego typu postów i setek innych czynności też możnaby rozwiązać sporo realnych problemów. Z tą różnicą, że zapisanie własnych problemów już do czegoś przybliża i nadaje kierunek działaniom ;)
UsuńPlan jest świetny, posegregowanie zadań i zmartwień według trudności (lub terminu) a następnie konsekwentne radzenie sobie z nimi. Brzmi świetnie, zwłaszcza jeśli plan się powiedzie. Ja jeszcze dodała bym listę rzeczy zrobionych aby widzieć efekty co wydaje mi się lepszym i mniej czasochłonnym niż prowadzenie dziennika :)
OdpowiedzUsuńLista rzeczy zrobionych to może być świetne uzupełnienie :)
UsuńDużo osób boi się zapisywać na kartce swoje problemy - boją się, że staną się wtedy realne. A przecież uświadomienie sobie ich, to pierwszy krok w walce z nimi.
OdpowiedzUsuńDokładnie - niezależnie od tego czy je zapiszemy czy nie, one w końcu istnieją. Tylko jasno zdając sobie z nich sprawę łatwiej podjąć jakiekolwiek działanie.
UsuńZapisywanie spraw jest dobre, to chyba najlepsze rozwiązanie dla tych, którzy się boją życia i dla tych, którzy już się nie boją :)
OdpowiedzUsuńKiedy napisałaś, że Twoim nowym projektem będzie walka ze stresem, byłam trochę zdziwiona - chyba sądziłam że ktoś kto pisze tyle o szczęściu, nie ma problemu ze stresem ;) W pierwszej chwili pomyślałam też, że to chyba nie jest temat dla mnie - owszem, mam stresy różne, ale czy aż tyle żeby brać się razem z tobą za taki projekt...?
OdpowiedzUsuńAle teraz myślę, że z tym stresem to jest u mnie sprawa bardziej skomplikowana. Z natury jestem osobą która nie lubi opowiadać o swoich problemach, często nawet bliskim mi osobom mówię o czymś dopiero gdy stanie się to poważne. Być może niektórzy sądzą że w takim razie nie mam tych problemów, a tymczasem one siedzą w środku. Czasem sama sobie ich nie uświadamiam, bywa że dopiero moje ciało daje mi znać, że z psychiką coś nie tak.
I dlatego postanowiłam jednak wczytać się w Twoje posty, zwłaszcza ten o zarządzaniu problemami wydaje mi się ciekawy :) trochę się obawiam, że może być mi trudno wymyślić co zrobić z niektórymi problemami, ale postaram się spróbować. Najtrudniejsze chyba jest dla mnie przyjęcie takiej pro-aktywnej postawy, o której piszesz.
Jestem bardzo zestresowaną osobą - niektórzy mylnie odbierają moją postać. Myślą, że jeżeli pisze bloga o szczęściu to jestem totalnie wyluzowana, zawsze beztroska itd. A to nie jest tak :)
UsuńMam bardzo podobnie - również ciężko mi dzielić się swoimi problemami z innymi, duszę je w sobie. Ale mam nadzieję, że ten projekt zmieni moje podejście :) Niektóre problemy faktycznie na pierwszy rzut oka wydają się trudne do rozwiązania, ale w końcu na pewno przyjdzie ci do głowy jakiś pomysł. Im mniejszy będzie to krok tym lepiej. Najtrudniej w końcu zacząć!
Ja (dopiero!) niedawno odkryłam, że pisanie pomaga .. różne formy: do przyjaciółki, bloga, dla siebie krótkich notatek.. Sam fakt zapisywania czegoś zmienia w człowieku nastawienie.. nie wiem za sprawą czego, ale tak już w moim przypadku jest ;) Dlatego m.in. dopiero teraz wciągnęło mnie blogowanie (tak sądzę) :)
OdpowiedzUsuńTak jak Ty (tak wnioskuję po tym poście) czasem analizuję siebie, swoje reakcje na pewne rzeczy w celu polepszenia po prostu "jakości" swego żywota :P Wielu zapomina o tym, a to prosta forma do wyciszenia siebie i zrozumienia naszych emocji (co w konsekwencji pozwala się z nimi uporać). Dobra kończę, bo filozofuję :P
Pozdrawiam i cieszę się, że w przypływie chęci ponownego zorganizowania siebie trafiłam tutaj :D
Violetta
Tak, będę testować nawet specjalny rodzaj pisania jako osobny punkt projektu Chillout :)
UsuńA jak pokonać stres związany z przemówieniami, prezentacjami. Próbuje od dwóch tygodni i ciągle wychodzi kiepsko...zamiast poprawy widzę pogorszenie swojej sytuacji
OdpowiedzUsuńO tym jest poprzedni wpis, jaki gościnnie napisała na moim blogu Dagonfly :)
Usuńdziennik stresu? fajny pomysł:)
OdpowiedzUsuń