Chillout 5. Relaksacja Jacobsona
Relaksacja to nie jest taka prosta rzecz.
I to wcale nie dlatego, że ciężko jest skupić myśli czy rozluźnić się.
Przyczyna moich trudności tkwi w czymś zupełnie innym i dopiero teraz
się o tym przekonałam. Pół godziny w ciszy w domu, jeżeli mieszkasz z
rodzicami (lub jak podejrzewam innymi domownikami również) to prawdziwy
luksus.
Przez ostatni tydzień codziennie próbowałam relaksacji. Nie uwierzycie, ale praktycznie za każdym razem musiałam przerywać, bo ktoś akurat mnie zawołał albo tak hałasował, że musiałabym ustawić imitację szumu morza na sztormową wręcz głośność a i tak nie odcięłabym się od zewnętrznych odgłosów.
Piszę o tym nie dlatego, żeby sobie ponarzekać czy tworzyć wymówki. Wręcz przeciwnie - dzięki tym przeciwnościom odkryłam prawdziwą magię relaksacji.
Metodą jaką testowałam w tym tygodniu był trening Jacobsona. Pierwszy raz zetknęłam się z tym rodzajem relaksacji kilka lat temu na zajęciach pilatesu na uczelni. Półgodzinne leżenie na kocyku wydawało się kuszącą perspektywą po wszystkich męczących zajęciach. Nie miałam jakiś większych oczekiwań 'relaksacyjnych' - myślałam, że to po prostu odpoczynek - coś a'la drzemka.
Położyłam się na macie, zaczęłam się wsłuchiwać z polecenia z płyty. Kątem oka podglądałam czy inni też wykonują te wszystkie dziwne ruchy. Kiedy jednak postanowiłam faktycznie skupić się na relaksacji poszczególnych partii ciała, zaczęłam odczuwać nadzwyczajne rozluźnienie. Po zakończeniu treningu czułam się naprawdę zrelaksowana i lekka.
Nie wiem dlaczego wtedy nie zaczęłam regularnie praktykować tej metody. Powróciłam do niej dopiero teraz - dzięki projektowi Chillout.
Postanowiłam w miarę możliwości jak najlepiej przygotowywać się do relaksacji i jak najwięcej z niej czerpać. Codziennie zapalałam świece, włączałam odgłosy szumu morza z Noisli, gasiłam światło i kładłam się w wygodnej pozycji na łóżku. Cały proces nie trwa więcej niż 30 minut, także nie było dla mnie trudnością wygospodarowanie takiej ilości czasu.
Dwie pierwsze relaksacje przeprowadziłam z pomocą nagrania, żeby przypomnieć sobie całą sekwencje czynności. Już po pierwszej sesji czułam się wspaniale rozluźniona. Postanowiłam więc przejść na poziom wyżej i samej pokierować swoja relaksacją.
Po kolei napinałam i rozluźniałam kolejne mięśnie ciała - rąk, twarzy, brzucha, nóg... Nie czułam żadnego pośpiechu, nie nudziłam się (jak w przypadku płyty, gdy mówiąc szczerze co jakiś czas zastanawiałam się 'ile jeszcze to potrwa'). Jeżeli mimo dwukrotnego napięcia i rozluźnienia jakaś część ciała nadal wydawała mi się napięta, po prostu dłużej się na niej skupiałam.
Jeżeli chcecie spróbować tej metody, polecam wam właśnie mój sposób - dwu lub trzykrotny trening z nagraniem, poczytanie kilku artykułów odnośnie tej metody i przejście do samodzielnej praktyki. Wtedy relaksacja nabiera innego wymiaru.
I teraz najciekawsze spostrzeżenie. Jak pisałam na początku, te wszystkie relaksacje to nie była taka zupełna sielanka. O kompletnej ciszy mogę tylko pomarzyć. Mimo tego, że trochę rozpraszały mnie słyszane strzępki rozmów, trzaski to i tak po zakończeniu sesji czułam się bardzo zrelaksowana. Ba, raz nawet w środku relaksacji ktoś mnie zawołał i musiałam zejść na dół. Za minutę położyłam się zrezygnowana, że wszystko na nic, a jednak bardzo szybko udało mi się powrócić do stanu relaksu. Po każdym rozproszeniu po prostu starałam od nowa skupić się na spokojnym oddechu. Wiem, że to trochę taka relaksacja na pół gwizdka, ale zawsze coś.
Jeżeli macie możliwość relaksacji w totalnej ciszy, to oczywiście najlepsze rozwiązanie. Ale nie poddawajcie się też, jeżeli ciężko Wam uciszyć cały dom. Tak czy inaczej trening przynosi efekty. To punkt projektu, z którego na pewno nie zrezygnuję, chociaż mam do wypróbowania jeszcze kilka innych metod relaksacji. Zobaczymy, czy któraś z nich okaże się skuteczniejsza od metody Edmunda Jacobsona.
Jeżeli chcecie przeczytać coś więcej o metodzie, zapraszam do artykułu Michała Pasterskiego.
Przez ostatni tydzień codziennie próbowałam relaksacji. Nie uwierzycie, ale praktycznie za każdym razem musiałam przerywać, bo ktoś akurat mnie zawołał albo tak hałasował, że musiałabym ustawić imitację szumu morza na sztormową wręcz głośność a i tak nie odcięłabym się od zewnętrznych odgłosów.
Piszę o tym nie dlatego, żeby sobie ponarzekać czy tworzyć wymówki. Wręcz przeciwnie - dzięki tym przeciwnościom odkryłam prawdziwą magię relaksacji.
Metodą jaką testowałam w tym tygodniu był trening Jacobsona. Pierwszy raz zetknęłam się z tym rodzajem relaksacji kilka lat temu na zajęciach pilatesu na uczelni. Półgodzinne leżenie na kocyku wydawało się kuszącą perspektywą po wszystkich męczących zajęciach. Nie miałam jakiś większych oczekiwań 'relaksacyjnych' - myślałam, że to po prostu odpoczynek - coś a'la drzemka.
Położyłam się na macie, zaczęłam się wsłuchiwać z polecenia z płyty. Kątem oka podglądałam czy inni też wykonują te wszystkie dziwne ruchy. Kiedy jednak postanowiłam faktycznie skupić się na relaksacji poszczególnych partii ciała, zaczęłam odczuwać nadzwyczajne rozluźnienie. Po zakończeniu treningu czułam się naprawdę zrelaksowana i lekka.
Nie wiem dlaczego wtedy nie zaczęłam regularnie praktykować tej metody. Powróciłam do niej dopiero teraz - dzięki projektowi Chillout.
Postanowiłam w miarę możliwości jak najlepiej przygotowywać się do relaksacji i jak najwięcej z niej czerpać. Codziennie zapalałam świece, włączałam odgłosy szumu morza z Noisli, gasiłam światło i kładłam się w wygodnej pozycji na łóżku. Cały proces nie trwa więcej niż 30 minut, także nie było dla mnie trudnością wygospodarowanie takiej ilości czasu.
Dwie pierwsze relaksacje przeprowadziłam z pomocą nagrania, żeby przypomnieć sobie całą sekwencje czynności. Już po pierwszej sesji czułam się wspaniale rozluźniona. Postanowiłam więc przejść na poziom wyżej i samej pokierować swoja relaksacją.
Po kolei napinałam i rozluźniałam kolejne mięśnie ciała - rąk, twarzy, brzucha, nóg... Nie czułam żadnego pośpiechu, nie nudziłam się (jak w przypadku płyty, gdy mówiąc szczerze co jakiś czas zastanawiałam się 'ile jeszcze to potrwa'). Jeżeli mimo dwukrotnego napięcia i rozluźnienia jakaś część ciała nadal wydawała mi się napięta, po prostu dłużej się na niej skupiałam.
Jeżeli chcecie spróbować tej metody, polecam wam właśnie mój sposób - dwu lub trzykrotny trening z nagraniem, poczytanie kilku artykułów odnośnie tej metody i przejście do samodzielnej praktyki. Wtedy relaksacja nabiera innego wymiaru.
I teraz najciekawsze spostrzeżenie. Jak pisałam na początku, te wszystkie relaksacje to nie była taka zupełna sielanka. O kompletnej ciszy mogę tylko pomarzyć. Mimo tego, że trochę rozpraszały mnie słyszane strzępki rozmów, trzaski to i tak po zakończeniu sesji czułam się bardzo zrelaksowana. Ba, raz nawet w środku relaksacji ktoś mnie zawołał i musiałam zejść na dół. Za minutę położyłam się zrezygnowana, że wszystko na nic, a jednak bardzo szybko udało mi się powrócić do stanu relaksu. Po każdym rozproszeniu po prostu starałam od nowa skupić się na spokojnym oddechu. Wiem, że to trochę taka relaksacja na pół gwizdka, ale zawsze coś.
Jeżeli macie możliwość relaksacji w totalnej ciszy, to oczywiście najlepsze rozwiązanie. Ale nie poddawajcie się też, jeżeli ciężko Wam uciszyć cały dom. Tak czy inaczej trening przynosi efekty. To punkt projektu, z którego na pewno nie zrezygnuję, chociaż mam do wypróbowania jeszcze kilka innych metod relaksacji. Zobaczymy, czy któraś z nich okaże się skuteczniejsza od metody Edmunda Jacobsona.
Jeżeli chcecie przeczytać coś więcej o metodzie, zapraszam do artykułu Michała Pasterskiego.
Zobacz też mój profil na Facebooku
Obserwuj Happyholic na BlogLovin
Chętnie skorzystam z tej metody :) Bardzo przydałby mi się taki konkretny relaks
OdpowiedzUsuńZ pewnością wypróbuję niebawem:)
OdpowiedzUsuńTakie ćwiczenia relaksacyjne są genialne i naprawdę świetnie działają, przynajmniej na mnie. Tego konkretnego jeszcze nie próbowałam, ale stosowałam inne i zawsze mnie relaksowały. Ostatnio znowu poszukiwałam takich rzeczy, lubię słuchać nagrań które takim spokojnym głosem mówią, co trzeba robić... Aż mi narobiłaś ochoty na taki chillout ;)
OdpowiedzUsuńPamiętasz może jakich innych nagrań słuchałaś? :)
UsuńHm...a skąd się wywodzi ta metoda? Bo trochę zalatuje mi że tak ujmę jogą i medytacjami.
OdpowiedzUsuńRelaksacja a medytacja to dwie różne rzeczy. Chociaż relaksacja może być dobrym wstępem przed medytacją. Metodę opracował doktor Jacobson jako sposób leczenia m.in. nerwic a także trening dla życia w mniejszym napięciu.
UsuńA ok :) Bo ogólnie nie jestem za jogą i medytacją
UsuńW liceum na wuefie nauczycielka zrobiła z nami to dwa razy. Pierwszy razem było przyjemnie. Ja byłam spokojna i wykonywałam polecenia. Po tej lekcji, która była ostatnią piątkową, wyszłam ze szkoły nie czując wcale tego ciężkiego tygodnia, który minął. Za drugim razem - zasnęłam. ;-) Też wyszłam zrelaksowana, ale raczej na skutek tej przypadkowej energetycznej drzemki.
OdpowiedzUsuńOsobiście przez pewien czas próbowałam relaksu z idoserem. Głównie nagraniami Alpha, Beta etc., czyli tymi podstawowymi.
Przestałam się relaksować medytując czy wizualizując, bo często zdarza mi się zasnąć.
No właśnie - to jeszcze jeden ważny aspekt. W czasie relaksacji nie można być śpiącym. Raz chciałam spróbować tej metody o poranku i to była kompletna porażka. Co chwilę zasypiałam ;)
UsuńJestem z tych osób, które potrafią zasnąć prawie wszędzie i zawsze. ;-) Ale racja, nie należy być bardzo śpiącym. ;-)
Usuńmoże warto spróbować : )
OdpowiedzUsuńna hałasy wypróbuj moze stopery do uszu? ja nie używam ale moja siostra tak i ponac da sie do nich przyzwyczaić i skutecznie wyciszaja otoczenie
OdpowiedzUsuńDlaczego nie - proste, a może okazać się skuteczne :)
UsuńEw. słuchanie szumu w słuchawkach.
UsuńA ja chciałabym polecić Ci ASMR. Jeśli jeszcze nie słyszałaś o tej metodzie relaksacji, to wpisz ASMR w youtube i znajdziesz tam mnóstwo filmików. Są ludzie którzy świetnie się na tym znają. Ja co wieczór przed zaśnięciem podpinam słuchawki do telefonu i oglądam albo tylko słucham z zamkniętymi oczami relaksujących szeptów, stukania, mlaskania itp. Polecam Gentlewhisper, Softlygaloshes, Thatasmrchick. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHmm, nigdy nie próbowałam ale też nie poszukiwałam żadnych metod relaksacji, brzmi ciekawie, trochę jak skupianie się na oddechu na jodzie i "przeprowadzanie" każdego wdechu przez poszczególne części ciała, też mega relaksujące (:
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej metodzie. Warto się nią zainteresować :) Dzięki!
OdpowiedzUsuńMyślę, że właśnie najlepiej jest uczyć się relaksacji, gdy coś lub ktoś nam przeszkadza. No chyba, że kogoś cisza i spokój stresują.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że ciekawe podejście :)
UsuńZainspirowałaś mnie i chyba dzisiaj spróbuję :) Trzymaj kciuki, bo ja jestem strasznie energiczna i wątpię, żeby mi się udało usiedzieć na tyłku pół godziny... ale spróbuję!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :) !
UsuńJa poznałam relaks dzięki zajęciom z emisji głosu u mnie na studiach. Nigdy przedtem nie myślałam, że mam tyle spiętych mięśni!
OdpowiedzUsuńRelaksacja Jacobsona to skuteczna relaksacja, bo zawiera element napinania mięśni. Drugi taki trening, który stosuję zamiennie to trening autogenny Schultza. Jest on trochę bardziej pasywny i polega na wywoływaniu uczucia ciężkości i uczucia ciepła w poszczególnych częściach ciała.
OdpowiedzUsuńTutaj ciekawa skrócona darmowa sesja trening autogennego, który można pobrać za darmo:
http://darmowa-relaksacja.pl
Polecam w 100% ten rodzaj relaksacji. Trening autogenny Schultza nie podpasował mi, natomiast relaksacja Jacobsona jest wręcz idealna. Najważniejsze jednak to nie zrezygnować na początku. Początki jak to początki bywają trudne. Rozpraszanie uwagi, brak efektów itp. Jednak po 2 tygodniach systematycznego praktykowania powinnismy zauwazyc pierwsze fajne skutki. Ja praktykuję relaksację Jacobsona prawie 7 mieisecy i moge stwierdzic z czystym sumieniem, że moje zycie zmienilo sie o 180 stopni, na pozytywne rzecz jasna :)
OdpowiedzUsuńświetne te Noisli! nawet do pracy w domu jest przyjemne,
OdpowiedzUsuńdziękuję;)